Polecany post

"ROK ODPOCZYNKU I RELAKSU"

Zacznę od środka bo jakoś nie umiem znaleźć dobrego zdania na początek. Chciałam napisać do was więc właśnie usiadłam i piszę, chociaż jeszcze nie wiem o czym chcę napisać. Dowiemy się w trakcie.

Pier**listyka

 

Czyli przygody uzależnionego w okrutnym, trzeźwym świecie.

Chciałam napisać coś dla oddechu, ale tak sobie myślę - czy w uzależnieniu jest w ogóle jakiś oddech? Z jednej strony ktoś powie - “To jeden wielki oddech”. Istniejesz poza tym pierwszym wymiarem gdzie są obowiązki, plany, związki, dzieci, psy, zakupy. Niby w tym jesteś, ale tylko ciałem. Twój umysł nieustannie podróżuje. W przeszłość, przyszłość, w szerokość i długość. W weekend osiągasz równik. Wydaje ci się, że braniem/ piciem produkujesz przestrzeń - że produkujesz WOLNOŚĆ. 

Ale czy na pewno? 


Jest poniedziałek, budzisz się z dogorywającym z weekendu kaco - zmiętoleniem. Pierwsze myśli - “Ja pierdole…”. Trzeba wstać do pracy. Nawet jeśli jesteś freelancerem, to wiesz, że wisi nad tobą zlecenie, albo brak kasy. Nad freelancerami zawsze coś wisi. A jak podbijasz w korpo, urzędzie, swojej czy cudzej firmie, to i tak bez znaczenia. Dla kaca nie masz najmniejszego znaczenia. Partner/ partnerka nie w sosie. Od razu cię to irytuje. Twoje myśli biegną do weekendu, niewiele pamiętasz poza uczuciem, że było ci tak dobrze, że mógłbyś tak bez końca. Czemu to się musi kończyć? Te myśli przecina ostro wspomnienie kłótni z partnerką/ partnerem. Spinasz mięśnie i myślisz “Kurwa”. Wiesz, że nie masz prawa być zły, że to ty spierdolił_ś. Ale jesteś. Jesteś bardzo zł_. Złość towarzyszy ci nieustannie, chociaż masz się za luzaka. W głowie pojawia się myśl (pojawia się często). “Gdyby nie ona/on to bym sobie mógł/ mogła pić i ćpać ile wlezie”. Twój partner/partnerka, twoje dzieci, twoja rodzina przeszkadza ci tylko w zajebistym planie na życie - pić/ ćpać - kreować fatamorganę wolności. Patrzysz na nią/ na niego. Twój umysł ma tyle połączeń, że jesteś w stanie ogarnąć tylko to: pić/ brać. I to:  pić/brać jest zagrożone, bo ktoś ci mówi, że może za dużo tego, że znowu się zmasakrował_ś. Czerwony alarm! W głowie wypierdala ci dioda i wylatuje przekrwionymi oczami. Twój mózg rejestruje obiekt i jak w “Terminatorze 2” przypisuje określoną emocję do obrazu. [OSOBNIK: ZŁY/A - WYELIMINOWAĆ]. Więc mruczysz pod nosem jakieś "Odpierdol się" i idziesz się myć. Spływa z ciebie weekend i zamienia się w płynną rtęć.


Przed tobą cały tydzień, a do weekendu wieczność. Na domiar złego przez te wszystkie rozmowy, że za dużo zażywasz, obiecał_ś, że ten weekend spędzicie bez używek - gdzieś na łonie natury. O ja pierdole! Gdzie jest mój wehikuł czasu? Co mi odbiło, żeby składać takie obietnice? 

Siedzisz w pracy, może przed kompem, a może jeździsz taksówką, a może obsługujesz ludzi w knajpie/ na recepcji/ w kiosku. Może jedziesz tramwajem, a może samochodem. Pojawia się ta myśl, niby nieśmiało, ale pewnie - “Jakbym coś tutaj ten teges, to by mi się w ten poniedziałek weszło łagodniej”. Ta myśl pojawia się ZAWSZE. Zawsze chcesz wchodzić w coś “łagodniej”. W pracę, w spotkania towarzyskie, w kino, w podróże, w seks, w rozmowy, w posiłki, w sport, w noc i w dzień. Ta myśl jest jak rzucony spławik. Niby tylko sobie siedzisz. Niby nic się nie dzieje, ale tam pod spodem zanęta robi swoje. Spławik zaczyna podskakiwać. Nawet nie wiesz kiedy skręciłeś/ aś. Już jesteś w Żabce/ w kiblu. Już zamawiasz małpkę/ wciągasz kreskę. Czujesz wszystko naraz. Podniecenie, zdenerwowanie, wyrzuty sumienia. Może w niedziele obiecywałeś/ aś sobie, że już nigdy więcej. Albo, że “Od poniedziałku robię przerwę”. A tu ciach. “No dobra chuj z tym”. 

I tak zaczynasz kolejny tydzień twojego życia. Milusio.


Co się dzieje potem?

Właściwie skoro już w poniedziałek się powiedziało “Tak”, to czemu nie powiedzieć tak w inne dni? Zwłaszcza, że jest taka zasada, że dopóki się nie napijesz, to jeszcze nawet wytrzymujesz, ale jak pękniesz to jakby wysypały się koraliki. No chuj, nie pozbierasz ich już. Trudno. “Jaki sylwester taki cały rok, jaki poniedziałek taki cały tydzień, nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem” i tak dalej…

Resztę tygodnia spędzasz na skomplikowanej logistyce. Logistyce picia i brania. Myślę, i to nie jest ironia, że uzależnieni są najlepszymi logistykami świata, ale ponieważ nie tylko im nikt za to nie płaci, ale na dodatek oni płacą swoim zdrowiem, dlatego to nie logistyka, a pierdolistyka - namęczysz się i jeszcze gówno z tego masz. Chociaż oczywiście ty tego tak nie widzisz. 

Strasznie się trzeba nagimnastykować, żeby:

  1. Zażyć

  2. Nie zażyć

  3. Zażyć, ale udać, że się nie zażyło

Ilu uzależnionych tyle rodzajów pierdolistyki. Polega to głównie na planowaniu tygodnia tak, żeby nie zabrakło tej czy innej używki. Często sytuacja w domu się zagęszcza. Rozmowy o twoim braniu są coraz częstsze.

Nigdy nie przyjdzie ci do głowy, że nie trzeba, że nie musisz tego robić. Nie ma takiej opcji. To jest taka kurewsko prosta opcja Wiem, nie taka znowu prosta - trzeba iść na terapię czy coś. No tak, ale po dwóch latach terapii widzisz jak strasznie był_ś tą pierdolistyką zmęczon_. Wyczerpan_. 

Tydzień w tydzień to:

Idziesz z partnerem/ką do Marty na urodziny. Marta i jej towarzystwo są nudne i niewiele piją. Umrzesz tam i nikt nawet tego nie zauważy dopóki nie zacznie śmierdzieć na korytarzu. Ale w głowie układa się plan. Masz przecież trochę emki. Więc idziesz, pijesz te bon ton prosecco z wodą chyba bo w ogóle słabe. Dwie butelki na osiem osób. Załamka. Ale co chwilę chodzisz do łazienki. Nie walisz wszystkiego, żeby nie było widać. O tak, po paluszku. Oczywiście jesteś bardziej rozochocony od reszty. Partner/ ka nie wie co się dzieje. Widzi, że wypił_ś tyle co inni. No może więcej, ale i tak mało. Myśli sobie - Jak mniej pije jest taki zabawny/a i ma mróweczki w brzusiu. W domu czeka cię niezły seks. Żyć nie umierać.

 

Innego dnia ssie cię po obiedzie. Nie ma jak się napić, bo rodzina patrzy ci na ręce. Ale zawsze pozostaje metoda na psa - “Trzeba wyjść z psem” - mówisz i zgłaszasz się na ochotnika. Uzależnieni często zgłaszają się na ochotnika, jak trzeba iść do sklepu, wynieść śmieci, wyprowadzić chomika. Więc wychodzisz. Ciągniesz psa do sklepu 24h, setka i czmych za sklep, albo browar i łazisz po osiedlu chowając go w kieszeni po każdym łyku. Przy śmietniku kończysz , wracasz do domu. Partner/ka pyta czy się wysikał czy kupę zrobił. Oczywiście nie wiesz, ale na wszelki wypadek odpowiadasz, że tak. Oczywiście istnieje prawdopodobieństwo, że wyczuje alkohol, ale co ci tam. Co wypite to już twoje.

 

Idziesz do baru po dwa kieliszki wina, dla siebie i partnera/ki, ale na szybko walisz dwa kielony. Kiedy on/ona myśli, że jesteście po dwóch karafkach prosecco ty już jesteś po karafce i paru kielonach. 

 

Wyjeżdżasz na wakacje, do Barcelony. Taki romantyczny wyjazd we dwoje. Czujesz niepokój,  bo znajomy powiedział ci, że nie ma tam sklepów 24h, a ty lądujesz o 22.30. W samolocie wypijasz parę browarów “na zapas”. Po wylądowaniu bankowa kłótnia z partnerem/ partnerką. Wkurwia cię bo się guzdrze, a ty przecież masz ważną misję na mieście. Oczywiście nie zdążasz. Sklepy zamknięte. No trudno, trzeba iść do baru. Drogo jak cholera, ale nie ma takiej kasy, której byś nie wydał/a na alko. A tu nagle po drodze staje ci Pakistańczyk sprzedający sześciopaki na ulicy po 1 euro. Spływa na ciebie światłość, całujesz partnera/ partnerkę całujesz Pakistańczyka, zaczynasz tańczyć, a ludzie tańczą razem z tobą jak w musicalu. Kochasz życie.

 

Idziesz z chłopakiem/ dziewczyną na imprezę. Ćpacie sobie razem przyjemnie, ale nie mówisz mu/jej, że w kieszeni masz swoje smakołyki “Tak, na wszelki wypadek”. I na ten wszelki wypadek zawsze masz trochę przy sobie tylko dla siebie. Nie chce ci się tak wszystkim dzielić, ale innym chętnie wyniuchasz wszystko z torebeczek, papierków, pazłotek.

 

Wracacie z zakupów, a ty w domu przypominasz sobie, że czegoś nie kupiłeś/aś. Wychodzisz “szybciutko” i “zaraz będziesz”. 

 

O 7 rano lecisz po zakupy na śniadanko, żeby nikt się nie mógł do ciebie dopierdolić, że wczoraj popił_ś i teraz zawalasz. Tym samym pokazujesz, że z twojego picia, nie ma żadnych strat, że wspaniale ogarniasz i jesteś żywym skarbem. Kupujesz jajka i wiadomo co.  Wiadomo co wypijasz a jajka przynosisz.

 

Przyglądał_ś się kiedyś jak wygląda tradycyjny zakup w biedrze, żabce, w lidlu, wszędzie? Chleb, masło, ser, setka. Czekolada dla dziecka, gotowe pierogi, setka. Papier toaletowy (dwie rolki), chipsy, czteropak. Kiełbasa, bułki, wędlina, setka i czteropak, no sory i baton dla dzieciaka. 

Z opowieści, które słyszałam o różnych pierdolistykach mogłabym napisać osobną powieść. Generalnie - schowki wszędzie, w każdej mysiej dziurze poutykany alkohol/ narkotyki. W samochodzie, garażu, w domu, w piwnicy, w wózku dla dziecka, w kosiarce, w dżemie, w kominie jak Święty Mikołaj. Z narkotykami łatwiej, wystarczy kieszeń, ta mała w spodniach.

Niektórzy mówią, że uzależnieni mają wszystko w dupie i nic nie ogarniają, jest dokładnie na odwrót. To mianiacy kontroli. Przecież za każdym razem musisz wiedzieć co będzie na imprezie, gdzie kupić, co kupić (ta wieczna rozkminia przy ladzie). I trzeba kupić więcej, na wszelki wypadek. Zawsze więcej. Jak w tym kawale, w którym przychodzi baba do lekarza i mówi - Poproszę coś na chciwość, tylko "DUŻO, DUŻO, DUŻO!".

Dealera też trzeba ogarnąć, a jak nie daj boże pusty, to trzeba innego ogarniać przez znajomego znajomego i latasz po mieście jak Iron Man. Emka na wieczór, ketamina na rano, jaranie na po obiedzie, a koks na jutro do roboty.

A tu jeszcze trzeba ogarniać tzw "życie". Praca, dom, samochód do naprawy, psa ze szkoły, dziecko do weterynarza. W łazience kran się popsuł, a w telefonie bateria siada no i ten PIT trzeba wypełnić. Wszystko wisi nad tobą, odkładasz to na "nigdyniemającesiępojawić" jutro, a potem BACH, spada lawina rachunków, pretensji, dziurawych opon.

Po terapii przychodzi takie obezwładniające uczucie ulgi. Nagle robi się dużo miejsca w głowie, bo jak się człowiek zastanowi - ile ta pierdolistyka pochłania czasu, energii i miejsca w głowie. Nic dziwnego, że uzależnieni są wykończeni. Najpierw pełno toksyn w ciele, a głowa nigdy nie zaznaje odpoczynku. Ciągle musi się doskonalić w Kombinatoryce Stosowanej. Jak się nad tym zastanowić to taki uzależniony to najbardziej zarobiony człowiek na świecie.

 

Przychodzi weekend. Obiecany partnerce/ partnerowi - trzeźwy i na łonie natury. Jedziecie na to łono. Kupujesz w dużych ilościach alkohol bezalkoholowy, ledwo mieścisz w plecaku. Idziecie gdzieś w naturę. Cośtam gadacie, cztery alkobezalko poszły szybko. Nic nie czujesz. Robisz się nerwowy/a. Partner/ka chce czułości, romantycznych uniesień, rozmów, pląsów na kocyku, a ty jesteś sztywn_ jak sztywny pal Azji. Nie bardzo cię bawi zieleń, kolory jakieś spłowiałe, słońce razi w oczy, obok rodzinka z wrzeszczącymi wrzeszczakami, które byś chętnie utopił w pobliskim jeziorku. Patrzysz tępo jak partner/ka szczotkuje sobie plecy taką szczotką z dzika. Czas mija. Partner/ka już coraz dalej ze swoim tomikiem poezji. W końcu wyznaje jak bardzo cię kocha, że jesteś miłością jej życia, czy coś w ten deseń, a ty patrzysz na nią tępo i mówisz: “Gdzie kupiłaś tę szczotkę z dzika?”. Makao po makale.


Często na początku, kiedy masz 20-30 lat, nie musisz się z niczym kryć (może przed rodzicami). Wszyscy wokół piją, biorą, przynajmniej tak to widzisz. W tym momencie jest jeszcze dużo zabawy. Część ludzi z którymi właśnie teraz się bawisz, a może i ty, się uzależni. Tak to jest. Niektórzy się uzależniają inni nie. Tymczasem masz 25 lat, nie masz partnera/ki, albo masz i razem lecicie na pełnej. Ale prędzej czy później nadchodzi ten moment, kiedy alkohol i narkotyki muszą zejść do podziemia. Z upływem czasu dopada cię pierdolistyka. Uprawiasz ją przed rodzicami, szefem, współpracownikami, partnerkami, partnerami, przyjaciółmi, rodziną i samym sobą. Dlatego pierdolistyka łączy się mocno z mechanizmem iluzji i zaprzeczeń i z dupościskiem, bo uzależnieni spędzają bardzo dużo czasu na planowaniu picia, udawaniu, że nie piją i udawaniu, że nie planują picia…

Dlatego nawet jeśli masz się za super wolnego/ wolną, niezależnego czy niezależną, to nie jesteś misiu pysiu. Jesteś niewolnikiem nałogu, który steruje twoim czasem, zasobami, energią, myślami, emocjami i (tu wstaw cokolwiek).

 

Rozmiękczasz się. Nawet gąbka ma ograniczone możliwości w kwestii nasączania. Opanuj to rozmiękczanie. Patrz kurwa, za oknem coś się dzieje. Wiem, że jest miałko. Że te czasy trudne by wydobyć głębię. Powierzchowność to nowa tajna broń. Wcale nie mniej groźna od bomb, przed którymi krył się twój dziadek. Nie mniejsza niż 50 lat prania mózgu twoim rodzicom. Nie jest prawdą, że coś jest tylko czarne lub białe. Być może, co jakiś czas trzeba otrzepywać się z kurzu jaki osiada na myślach. są przy tobie ludzie to chcesz żeby sobie poszli, żeby ich nie było, żebyś w końcu mógł być sam/a. Gdy zostajesz sam/a brak ci ludzi, brak ci każdego z twoich przyjaciół i brak ci ciebie samego takiego, jakim jesteś gdy ci przyjaciele są wokół ciebie. Twoi przyjaciele materializują całe dobro jakie jest w tobie, uwidaczniają miłość jaką posiadasz, choćby to było tylko na emce, albo po pół litra. A potem twoja samotność materializuje i uwidacznia całe zło. Potrzebujesz przyjaciół, żeby nie myśleć, że jesteś zły/a, ale gdy jesteś dobry/a to cierpisz tak bardzo, że chcesz być sam/a i wtedy stajesz się zły/a i zgorzkniały/a zamiast dobry i kochający. Całe życie jesteś na zmianę dobry i kochający , zgorzkniały i zły.


Jeśli jesteś od czegoś uzależniony to uzależniasz rzeczy, sprawy, wydarzenia od tego uzależnienia. Jeśli uzależniasz rzeczy to one przestają być wolne. Jeśli one przestają być wolne to i ty zaczynasz być uwięziony.


Jedziesz na wakacje - koniecznie ALL INCLUSIVE - po powrocie zastanawiasz się jak wyglądała miejscowość, w której byłaś/eś. Pamiętasz tylko bar. Stwierdzasz, że lukniesz w google.

Rodzisz się, żyjesz, kiedy umierasz zastanawiasz się jak wyglądało to życie? Pamiętasz tylko bar. Stwierdzasz, że lukniesz w ----------------------------------











 

 

Post scriptum:

Czy we wszystko trzeba wchodzić łagodnie?

Nie wchodź łagodnie do tej dobrej nocy,

Starość u kresu dnia niech płonie, krwawi;

Buntuj się, buntuj, gdy światło się mroczy.

Mędrcy, choć wiedzą, że ciemność w nich wkroczy –

Bo nie rozszczepią słowami błyskawic –

Nie wchodzą cicho do tej dobrej nocy.

Cnotliwi, płacząc kiedy ich otoczy

Wspomnienie czynów w kruchym wieńcu sławy,

Niech się buntują, gdy światło się mroczy.

Szaleni słońce chwytający w locie,

Wasz śpiew radosny by mu trenem łzawym;

Nie wchodźcie cicho do tej dobrej nocy.


Posępnym, którym śmierć oślepia oczy,

Niech wzrok się w blasku jak meteor pławi;

Niech się buntują, gdy światło się mroczy.

Błogosławieństwem i klątwą niech broczy

Łza twoja, ojcze w niebie niełaskawym.

Nie wchodź łagodnie do tej dobrej nocy.

Buntuj się, buntuj, gdy światło się mroczy.

 

Tłumaczył Stanisław Barańczak

 

Jak pisze “Przekrój”:

“To jeden z najsłynniejszych wierszy Dylana Thomasa. Impulsem do napisania utworu była postępująca ślepota ojca poety. W 1951 r., tuż po ukończeniu pracy nad wierszem, w notce do znajomego redaktora Thomas pisał:

„Jedyną osobą, której nie mogę pokazać tego krótkiego wiersza, jest oczywiście mój ojciec, nieświadomy nadchodzącej śmierci”.

Ojciec Thomasa umarł rok później, a sam poeta – na skutek przedawkowania alkoholu i leków – w 1953 r. Miał 39 lat.”

Wiersz wykorzystany był również w zajebistym (moim zdaniem) filmie “Interstellar” jako motywująca kołysanka dla załogi promu kosmicznego mającego co? - oczywiście - uratować ludzkość. O Dylanie Thomasie uczyła nastolatki w szkole Michelle Pfeiffer w “Młodych gniewnych”, porównywała go do innego Dylana - Boba Dylana.  Ale to nie Bob Dylan zaśpiewał kultową w latach 90’ piosenkę do filmu piosenkę. Napisał ją COOLIO który wyglądał wtedy tak:










a potem tak:

https://www.thesun.co.uk/tvandshowbiz/1804078/rapper-coolio-arrested-for-trying-to-smuggle-stolen-gun-through-airport-security/









 

A potem umarł z przedawkowania fentanylu, a w jego organiźmie była też heroina i metamfetamina.


Piosenka była coverem piosenki - Stevie Wondera, tego który śpiewał “I just call to say I love you” do starego, stacjonarnego telefonu. I tak się bujał w lewo i w prawo i strasznie mnie to irytowało jak byłam mała. A Stevie Wonder i Bob Dylan przyznawali razem nagrodę za najlepszą piosenkę roku 1984, którą wygrała Sting za “Every breath you take”, które zostało potem przerobione na inny hit lat 90’ i zaśpiewał to P. Diddy wtedy Puff Daddy, po śmierci Notoriusa BIG. Tak Notorius jak i Dylan Thomas i Coolio nie dożyli zbyt wielu wypadów w weekend na łono natury i już zabrakło dla nich przydziału “breath to take”.

Mogę tak bez końca. To jest teraz moja pierdolistyka 🤪


kadry:

Jeśli chcesz postawić mi kawkę to kliknij to zdjęcie







FACEBOOK

INSTAGRAM

Regulacja odbiornika

#regulacjaodbiornika #uzależnienia #uzależniony #uzależniona #nałogi #rozproszoneja #mechanizmyuzależnienia #picie #trzeźwość #terapia #terapiauzależnień #alkohol #narkotyki #oliwiaziebinska #blog #blogosobisty #wiedza #niewiedza #uzależnienie #diagnoza #objawyuzależnienia #mareksiekielski # mechanizmyuzależnienia #terapiauzaleznien #terapeuta #trzeźwość #trzeźwa #trzeźwy #soberlife #sober #AA #rozwójosobisty #osiatyński #emocje #regulacjaemocji #zdrowienie



Komentarze

  1. Piękna ironia jest w czytaniu twoich tekstów. Moje uzależnienia odciągają mnie od prawdziwych pasji lub rzeczy, które lubię jak czytanie książek i ciekawych tekstów a tutaj twoje teksty, które czytam od dechy do dechy i nic mnie nie jest w stanie od nich odciągnąć. Genialne, dziękuję:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Piękna ironia" :) Korci, żeby napisać - uzależnienia nie odciągają - nie są odrębnym bytem :) Dziękuję

      Usuń
  2. wszystko się mocno zgadza! przekonałaś mnie, koniec z piwem od dziś! Choć czekaj, zaraz, jest czwartek, czyli zaraz weekend, czyli - wiadomo - koniec z piwem od niedzieli, a właściwie od poniedziałku, bo przecież weekend z piwem to nie tylko piątek i sobota, trzeba zacząć subtelnie w czwartek, a skończyć subtelnie w niedzielę ;) pozdrawiam niezwykle serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze się to czyta. Jestem w swoich early thirties i po latach picia problemowego trzeźwieję, bo już mi się przejadły okazje, weekendy, imprezki na których piłam do końca. Budujące jest to że takie osoby jak Ty zabierają głos w dyskusji dotyczącej nałogu alkoholowego-trochę taka "młoda, wykształcona, z wielkiego ośrodka", z branży... Czytam, czytam i będę czytać dalej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie taka młoda, nie taka wykształcona i nie z wielkiego ośrodka, także tak. Dzięki, będę pisać i będę pisać dalej :)

      Usuń
  4. "Pojawia się ta myśl, niby nieśmiało, ale pewnie - “Jakbym się napił/a, albo walnął/ walnęła ściechę koksu to by mi się w ten poniedziałek weszło łagodniej”. Ta myśl pojawia się ZAWSZE." No to kurczę ze mną chyba aż tak źle nigdy nie było :-)... dawno, dawno temu kilka razy próbowałem tak "wejść" w dzień - zawsze kończyło się tym, że przez cały dzień nie zrobiłem kompletnie nic konstruktywnego. Nauczyłem się wtedy "oddzielać sacrum od profanum", bo to po prostu kompletnie rozpierdziela pracę (mam też zasadę - "żadnych używek w ciągu dnia!", nawet w wolne, dzień to czas pracy i świadomej, niezakłóconej niczym percepcji).

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie wspomniałaś chyba o jednej jeszcze rzeczy. O suplementacji ad hoc. O tonach aspiryn, magnezów, potasów, multiwitamin, które każdy pijący pochłania rano, na kacu, żeby choć trochę złagodzić karę. Ale tekst doskonały, doskonały...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciężko napisać o wszystkim. Zawsze jak wrzucam to myślę "Kurcze, mogłam jeszcze to napisać i to..." . Zdecydowanie witaminoza to kolejny rodzaj pierdolistyki :) Dzięki

      Usuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz.