Polecany post

"ROK ODPOCZYNKU I RELAKSU"

Zacznę od środka bo jakoś nie umiem znaleźć dobrego zdania na początek. Chciałam napisać do was więc właśnie usiadłam i piszę, chociaż jeszcze nie wiem o czym chcę napisać. Dowiemy się w trakcie.

WYSOKO FUNKCJONUJĄCY?




W niniejszym poście postaram się udowodnić, dlaczego tak zwani “wysoko funkcjonujący” uzależnieni mają przesrane. 


“Wysoko funkcjonujący” to brzmi niemal jak “wyżej wykształcony”. Pojęcie “wysoko funkcjonujący” zakłada, że istnieje jakiś stereotypowy uzależniony, a ten wcześniej wspomniany jest od niego “wyżej” - w umyśle rodzi się wyobrażenie, że jest to ktoś lepszy. 

W oczach wielu taki człowiek jest ucieleśnieniem sukcesu. Co więcej -  nie dość, że ma wszystko to jeszcze pije sobie drogie drinki, a jak wciąga kreski to tylko na jachcie z tac noszonych przez skąpo odziane hostessy. Taki jest mit wokół HFA czyli “wysoko funkcjonującego” alkoholika.


Jeśli jesteś “zwykłym alkoholikiem” to pewnie chciałbyś/ chciałabyś być “wysoko funkcjonującym”. To nie tylko ładnie brzmi ale z definicji taki uzależniony wydaje się mieć łatwiej. Dlaczego?


Według definicji - wysoko funkcjonujący alkoholik to osoba, która utrzymuje pracę i utrzymuje związki, spełniając jednocześnie kryteria zaburzeń związanych z nadużywaniem alkoholu. 


Zakładamy więc, że bohater_ka tej opowieści nie traci pracy, może nawet jest szefem czy szefową. Utrzymuje relacje z innymi osobami, również te partnerskie (definicja nie mówi o tym jakiej te relacje są jakości) na fotografiach wygląda pewnie dobrze, podczas spotkań towarzyskich jest uroczym rozmówcą, a może nawet obiektem zazdrości. “Temu to się udało” “Ta to sobie dobrze żyje” słychać szepty zazdrośników.  Jak prymus_ka w szkole, wywiązuje się ze wszystkich zobowiązań.


 “Wysoko funkcjonujący” zadaje się z innymi “wysoko funkcjonującymi” utwierdzając się w swojej lepszości od reszty świata, a już na pewno od innych uzależnionych. Trudno się dziwić skoro porównanie z innymi zawsze wychodzi na jego_jej korzyść, a EGO siedzi i zaciera rączki. Jeśli powiesz lub chociaż nieśmiało szepniesz do HFA, że może mieć problem z używkami to prawdopodobnie powie ci, że “nie leży przecież pod mostem i ma pracę” - dokładnie to czyni z niego HFA. Czarno-biały świat to świat dominujący w myśleniu osób uzależnionych. Jest tylko albo zajebiście albo chujowo. Ludzie są albo spoko albo zjebani. Jak z nami pijesz/ bierzesz to jesteś nasz, jak nie pijesz albo nie bierzesz to jesteś co najmniej podejrzany. Jeśli nie leżę pod mostem to znaczy, że wszystko jest ze mną w porządku, tak jakby istniały tylko dwie opcje - leżeć i nie leżeć pod mostem. 



Należy pamiętać, że porównywanie się z innymi obarczone jest masą zmiennych. Zależy przecież CO porównujemy. Jeśli ktoś jest majętny to dla swojej wygody porównuje to w czym wypada lepiej - czyli kasa. HFA wypadnie pewnie na tyle dobrze, żeby udowodnić sobie, że nie może być uzależniony, bo uzależniony żebrze o hajs na alkohol albo narkotyki, albo kradnie według prastarego powiedzenia, że każdy pijak to złodziej. HFA porówna sobie statusy społeczne i wszystko mu się zgodzi, ale to, czego nie robi - to porównanie JAKOŚCIOWE. 

Bardzo często zakładamy, że jeśli ktoś ma lepszej jakości przedmioty, które go otaczają - samochody, pralki, lodówki, odkurzacze to jego życie ma lepszą jakość. Nic bardziej mylnego. JAKOŚĆ życia nie mierzy się poprzez zewnętrzne artefakty, ale poprzez stopień wewnętrznej harmonii, spokoju i szczęścia. A tego nie sposób zmierzyć porównując się do innych - tu odniesieniem jesteśmy my sami. 



Dlatego “logika” HFA pełna jest przekłamań ponieważ od początku błędnie stawia punkt odniesienia. Weźmy na przykład samo używanie substancji - HFA bywa z tego “rozgrzeszany” przez siebie i otoczenie dużo bardziej niż “zwykły” uzależniony. Przecież jego praca jest tak odpowiedzialna, jest jej tak dużo, że “musi” się zrelaksować. Spotkania na szczycie “muszą” odbywać się w towarzystwie alkoholu, “inaczej nic się nie załatwi”. Wieczorne picie HFA jest usprawiedliwiane dużo bardziej niż wieczorne picie ekspedientki z Biedronki. Tak jakby jego stres był ważniejszy i większy, tak jakby jego życie było bardziej wartościowe niż życie innych - ponownie wracamy do wartościowania. Lepszy/ gorszy, większy/mniejszy wysoko funkcjonujący/ nisko funkcjonujący? 

Alkohol, który wypijamy może różnić się ceną, etykietką, ale spełnia dokładnie te same funkcje - zapełnia pustkę, pełni rolę “zapominacza” stresów, trudów, tęsknoty i tak dalej.


Najczęściej używany przez HFA mechanizm - to racjonalizacja i intelektualizacja (tu można poczytać o tym więcej). Racjonalizacja - “przynoszę pieniądze do domu więc nie ma problemu” , “nie sikam pod siebie, nie zasypiam w krzakach więc wszystko ze mną ok”, “w mojej branży trzeba pić” lub “w mojej branży wszyscy piją” (mówią to przedstawiciele wszystkich branż). Intelektualizacja “ja piję tylko dobre alkohole, one nie szkodzą”, "Czytałem w tej książce, że niewielka ilość MDMA codziennie obniża ryzyko depresji" i tak dalej.

 

“Wysoko funkcjonujący” ma złożone argumenty i często nie boi się wchodzić w dysputy z terapeutami, ponieważ ma przeświadczenie o swojej “lepszości’ (skoro jest szefem i wszyscy mu się w pas kłaniają, to właściwie trudno się dziwić). Skoro tyle osiągnął to on ma racje, jest przyzwyczajony mieć rację nawet jak się myli

Często podważa wiedzę innych, a nawet ich dobre chęci, bo jest przyzwyczajony, że ludzie nie są po prostu życzliwi - pewnie czegoś chcą. “Wysoko funkcjonujący” przeczyta 10 książek zanim na dobre wejdzie w terapię - tak działa jego mechanizm iluzji. Będzie próbował udowodnić, że uzależnienie to nie choroba, ponieważ przeczytał artykuł napisany przez amerykańskiego (a jakże) naukowca, który przeprowadził eksperyment (nie inaczej) na szczurach. A według najnowszych danych to alkohol jest zdrowy na (tu wpisz cokolwiek) i tu też podrzuci tytuł i autora. Będzie umniejszał wiedzę terapeuty i próbował przejąć kontrolę na terapii według znanego sobie schematu z życia poza terapią gdzie często ma pełnię władzy. Jeśli odejdzie z terapii zracjonalizuje sobie pięknie tę sytuację - że terapeuta głupi, że ciemnogród, że co oni wiedzą, ja wiem lepiej bo przeczytałem przecież. Ciężko mu oddać się w ręce terapeuty, a tym bardziej grupy terapeutycznej i uznać, że może się czegoś od innych nauczyć. Skoro wie najlepiej, to niby jak?

W konsekwencji jeśli wygra to przegra. I na tym polega tragedia wysoko funkcjonujących. 



Skoro całe swoje życie o coś walczy i ostatecznie udaje mu_jej się to zdobyć - pozycję, pracę, pieniądze, to wyjście z walki jest bardzo trudne. A terapia to miejsce gdzie nie warto walczyć, tam dobrze  jest się poddać. Ale przecież “poddanie” brzmi jak porażka. Dla HFA wszystko jest albo wygraną, albo porażką.

Oto niektóre błędnie rozumiane słowa, które utrudniają wyjście ze spirali cierpienia:

  1. płacz = (słabość) porażka

  2. proszenie o pomoc = (słabość) porażka

  3. pokora = (słabość) porażka

  4. poddanie się/ brak kontroli = (słabość) porażka


KIedy HFA  myśli o pokorze, tak potrzebnej do wyjścia z uzależnienia, to identyfikuje ją ze słabością, Kiedy HFA dostaje komunikat - jesteś uzależnion_ słyszy - doznałeś porażki, jesteś do niczego, straciłeś kontrolę. Rodzi się opór, włącza się dobrze znany system - walcz - to zapewni ci poczucie siły i kontroli. 

 

W trakcie tej walki umyka jeden bardzo ważny szczegół - ten system broni choroby a nie człowieka.

 

Dlatego walcząc z terapeutami, z grupą terapeutyczną często przegrywa z chorobą. Jeśli nie prosi o pomoc ponieważ chce udowodnić siłę, to tak naprawdę jeszcze bardziej wpada w szpony uzależnienia. 

 

Jeśli w ogóle istnieje jakaś walka to toczy się wewnątrz i jest to walka zdrowej i chorej części jedna walczy w obronie zdrowia druga broni uzależnienia. Jedynym sposobem jest zaprzestanie walki, złożenie broni, poddanie i pokora - a to są słowa, których HFA często nie jest w stanie przyjąć.  Często w jego przeświadczeniu doszedł tak daleko bo był niepokorny. I to poniekąd prawda.

 

Bunt i walka są potrzebne, jak wszystkie inne narzędzia, które stosujemy. Bunt jest siłą napędową wielu wspaniałych wynalazków i zmian, ale ten bunt i walka mają sens kiedy celem jest rozwój, a nie regres. 




W ten sposób osoba “wysoko funkcjonująca” żyje sobie w świecie wytworzonym na potrzeby uzależnienia, gdzie rządzi wizja świata tak wiarygodna i logiczna, że nie tylko uzależniony w nią wierzy, ale całe otoczenie. Partnerki i partnerzy mają bardzo często wbite na twardy dysk informację, że dopóki partner ma pracę, przynosi pieniądze i nie bije dzieci to wszystko jest ok. Poza tym - partnerki partnerzy HFA miewają czasem  z uzależnienia pewne namacalne zyski - nikt nie jest tak hojny jak skruszony uzależniony o poranku, a co dopiero - dobrze sytuowany uzależniony. 

Zapomniał o urodzinach dziecka - bach do sklepu i najdroższa zabawka, zapomniał o rocznicy - bach do jubilera i “po kłopocie”. HFA nie przynosi żonie kwiatów z łąki na przeprosiny, przynosi jej drogi łańcuszek, wyjazd do SPA, zajebisty kosmetyk. "Miłość" staje się wymiernie policzalna ilością i jakością przedmiotów, którymi zasłania temat uzależnienia. 

 

W tej ułudzie ciężko zauważyć to, co najczęściej skłania osoby uzależnione do sięgania po pomoc czyli STRATY. 

 

Straty, przez wiele osób traktowane są właśnie policzalnie - jako ilość, a nie jakość. Ilość pieniędzy, wykroczeń, wypadków, a nie jako jakość życia, relacji z ludźmi czy relacji z samym sobą.

Straty w kategorii HFA to utrata pracy, utrata środków do życia, eksmisja na bruk czyli pod przysłowiowy most, zagłodzone dzieci, pobita żona. Taki jest przecież mit o “pijakach”. Tylko, że tych strat albo nie ma albo nie da się zauważyć ponieważ są bardzo szybko naprawiane. Im więcej pieniędzy tym gorzej ponieważ wszystko można “załatwić”. Rozbił_a samochód - bach do warsztatu, zaspał_a na samolot - kupi drugi bilet, został_a okradziony_a pod wpływem, nie szkodzi, już ma nowy telefon i nowy zegarek. 


Im człowiek biedniejszy lub mniej zaradny tym straty bardziej widoczne i namacalne.


W terapii zwykło się mawiać, że im ktoś ma większe zasoby (intelektualne, finansowe itp) tym jego choroba ma większe zasoby. Trudno powiedzieć, czy to taki obiegowy mit, czy nie, ale coś w tym jest. Weźmy znowu tego “przeciętnego” uzależnionego, ma na imię Kuba. Kuba pochodzi ze średnio zamożnej rodziny. Rodzina pochodzenia nie dała mu zabezpieczenia emocjonalnego ani finansowego. Kuba przekulał się jakoś przez szkołę. Potem dorywcza praca to tu to tam. W weekendy impreza. Potem narkotyki - te tańsze, wiadomo. Mefedron z Targówka. Kuba zaczyna się staczać - klasycznie. Coraz większy rozpierdol, coraz mniej kasy, aż w końcu długi. Przez cały ten czas nie musi specjalnie ukrywać swojego nałogu bo w tym otoczeniu wszyscy piją od rana do wieczora. W pracy pije z kolegami, po pracy z kumplami. Jego uzależnienie nie musi się nawet specjalnie starać - Kuba daje mu siebie na tacy w całości. Uzależnienie czerpie z małych zarobków, słabej jakości życia i frustracji. 



Teraz weźmy kogoś “wysoko funkcjonującego” (specjalnie cały czas piszę o tym w cudzysłowie, ale o tym później) - niech to będzie na przykład Beata. Beata pracuje w dobrej firmie, może w korpo, dobrze zarabia, w pracy trachnie sobie kreskę i jest wtedy pełna nowych i “świeżych” pomysłów,  a w dwudzionek bawi się z innymi w dobrych knajpach. Beata jest szefową działu i kiedy rano przychodzi na kacu chroni ją cały system. Podwładni nic nie powiedzą, asystentka ją wyręczy i odbierze za nią telefony. A jak Beata przegnie po całości to jedzie na kroplówki, które stawiają ja na nogi. Beata jest w tym samym wieku co Kuba i wygląda świetnie, podczas gdy ten Kuba wygląda już jak zombie.  Nikt nie podejrzewa że coś jest nie tak - przecież ma wszystko => WSZYSTKO = praca + pieniądze. “Wysoko funkcjonujący” bywa w swojej złotej klatce bardzo samotną i tragiczną postacią.





Jeśli  już jakimś cudem wyląduje na terapii to często na tej z prywatnymi pokojami i yacuzzi. Tam też wszyscy chodzą wokół niego na paluszkach. Udowadnia sobie i innym, że jest ok i wraca do pętli uzależnienia. Kiedyś przyjaciółka powiedziała mi “Imprezy bogatych są najgorsze - bo nigdy nie kończy się kasa”.


I tak to wysoko funkcjonujący funkcjonuje sobie wysoko z wysokim uzależnieniem przez całe lata.

Szczególną kategorią  HFA są według mnie artyści  i ludzie zajmujący się około artystycznymi projektami. To bardzo pojemna kategoria - to nie tylko celebryci z pierwszych stron gazet, ale cała rzesza aktorów, reżyserów, scenopisarzy, kostiumologów, charakteryzatorów, muzyków, freelancerów, ludzi tworzący niszowe firmy tworzące niszowe produkty, ludzi pracujących przy eventach, imprezach. Generalnie zajęcia stworzone do używania ponieważ często nie mają jasno określonych godzin pracy, a poza tym jak jesteś np didżejem no to nikt ci nie powie, że to jest dziwne, że ćpiesz. Żyją zwykle w dużych miastach, nie mają kredytów, jeżdżą często rowerami albo chadzają na pieszo. Nie mają dużo pieniędzy, żyją od projektu do projektu. Ale są HFA ponieważ nie tracą pracy i nie robią wokół siebie rozpierduchy. Są to tacy cisi uzależnieni, którzy podpieli sobie pod uzależnienie idealne zajęcie czyli szeroko pojęta sztukę. W tym środowisku ciężko wylecieć z roboty, ciężko też zauważyć, że coś nie bangla bo tam wręcz wypada coś brać - o ile w bloku się ćpa i chla, o tyle tam się ‘wchodzi na wyższe poziomy świadomości’. Narkotyki są traktowane jako immanentny element twórczości i tworzenia. Ten rodzaj HFA brzydzi się pracą w korpo i resztę świata ma za “normalsów”. Jest poczucie lepszości wyjątkowości, bohemy, kontestacji rzeczywistości blablabla.  A uzależnienie siedzi i zaciera łapki - bo to nadal intelektualna wersja mechanizmu iluzji i zaprzeczeń


Oczywiście nie należy traktować tego posta zbyt zero jedynkowo nie dotyczy on bowiem wszystkich osób określanych mianem “wysoko funkcjonujących”. Chciałam jedynie przybliżyć możliwe problemy z podjęciem leczenia i wydostaniem z nałogu charakterystyczne dla tej grupy. Osobiście nie przepadam za terminem “wysoko funkcjonujący”, zamieniłabym je na “pozornie wysoko funkcjonujący” lub “deklaratywnie wyżej funkcjonujący”.  Jeśli wrócimy do definicji HFA:

Wysoko funkcjonujący alkoholik to osoba, która utrzymuje pracę i utrzymuje związki, spełniając jednocześnie kryteria zaburzeń związanych z nadużywaniem alkoholu. 


To łatwo zauważyć, że w tej kategorii mieści się mnóstwo osób i niewiele z nich ma jachty i te słynne tacki z koksem. W obecnych czasach (praca zdalna, praca w niewymiarowych godzinach) utrata pracy nie jest wcale taka prosta i trzeba się czasem mocno postarać. Sporo ludzi żyje na względnie przyzwoitym poziomie i stać ich na maskowanie uzależnienia przedmiotami i wakacjami all inclusive.  


Mam nadzieję, że chociaż trochę rozwiałam mit, że pieniądze dają szczęście, że ludzie wysoko postawieni mają super i że jak ktoś ma pracę i pieniądze to na pewno jest szczęśliwy i nie warto go nawet o to pytać. Wszystkim wyżej wymienionym z całego serca polecam terapię, a najbardziej NFZ, żeby wyjść na chwilę ze swojej bańki. 


Uzależnienie to ta sama choroba dla ludzi z różnych środowisk i tak zwanych "klas społecznych" i chociaż jeden rano powie, że go "łeb napierdala", a drugi, że ma "migrenę" - to ostatecznie chodzi o ten sam rodzaj bólu głowy.


Jeśli chcesz postawić mi kawkę to kliknij to zdjęcie








Dzisiejszy odcinek sponsorowały filmy:

SUKCESJA

WIELKI GATSBY

WILK Z WALL STREET

TRAINSPOTTING


FACEBOOK / INSTAGRAM / Regulacja odbiornika

#regulacjaodbiornika #uzależnienia #uzależniony #uzależniona #nałogi #rozproszoneja #mechanizmyuzależnienia #picie #trzeźwość #terapia #terapiauzależnień #alkohol #narkotyki #oliwiaziebinska #blog #blogosobisty #wiedza #niewiedza #uzależnienie #diagnoza #objawyuzależnienia #mareksiekielski # mechanizmyuzależnienia #terapiauzaleznien #terapeuta #trzeźwość #trzeźwa #trzeźwy #soberlife #sober #AA #rozwójosobisty #osiatyński #emocje #regulacjaemocji #zdrowie

Komentarze

  1. Wszystko to prawda, mój mąż jest HFA pełna gęba wraz z bratem , wspólnikami i znajomymi z tzw. klubów , którzy porobili jakieś tam kariery dające im hajs (mimo ze na maturze 3 lub kupione dyplomy na studiach). Musieliśmy się rozwieść mimo 2 dzieci, po 13 latach , bo nie dałam rady dłużej z tym walczyć . Tez byłam bywalczynią klubów gdzie się poznaliśmy , ale nigdy nie cpalam, alkohol sporadycznie, lubiłam tańczyć, nie lubiłam siedzieć w domu. Nie miałam znajomych którzy ćpali. Gdy zaczęłam być z moim mężem i zarzekał się , że miał tylko epizod z dragami to wierzyłam. Wciągał mnie w to później i szybko z tego wyskoczyłam jak w karetce wylądowałam po jakiejś tabletce. Myslam ze on tez z tym skończył tak jak obiecywał. Niestety po ślubie , gdy totalnie ja fokus na dziecko okazało się ze Pan popłynął ostro ze wszytskim , ze wokol garstka samych bogatych pijących i cpajacych ludzi. Wmawiał mi ze niby tak u niego w pracy jest. Z czasem po prostu stało się tragicznie , z roku na rok. Były ultra drogie prezenty , wyjazdy za 50 tys. nawet ale nie było szacunku, miłości, zaufania, bezpieczeństwa. Już w żadne słowo po latach wyskoków mu nie mogłam wierzyć. Gość ma dzisiaj już wyzarty mózg , paranoje, zmieniona osobowość. Regularnie teraz odpala wrotki jak już go olałam i nie próbuje go obarczać obowiązkami związanymi z dziećmi żeby nie płynął. Teraz jest z podwładna, która z nim zawsze chlala i ćpała, gdy prosiłam by spędzał czas ze mną, ze mną i dziećmi. Osobiście wkurwia mnie te hołdowanie społeczne takim uzależnionym właśnie przez to ,ze robią hajs. Jakby wtedy to już było super.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jedno zdjęcie to chyba z romper sromper, to w różowej pościeli

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz.