Polecany post

"ROK ODPOCZYNKU I RELAKSU"

Zacznę od środka bo jakoś nie umiem znaleźć dobrego zdania na początek. Chciałam napisać do was więc właśnie usiadłam i piszę, chociaż jeszcze nie wiem o czym chcę napisać. Dowiemy się w trakcie.

DOPAMINOZA

 



Przyczyna (nie) szczęścia.


Dopamina. Czy to dzięki niej Homo Sapiens zawojował świat? 

Początkowo miała służyć do przetrwania, ale my, Homo Sapiens zrobiliśmy coś więcej niż przetrwanie. Zdominowaliśmy świat, dokonaliśmy wielkich odkryć i nadal to robimy, dlaczego? W obietnicy, że coś nam dadzą. Że każda kolejna rzecz, miejsce, odkrycie, narkotyk, gadżet da nam upragnione szczęście. Dokładnie to robi dopamina w mózgu - obiecuje. 


Ale do rzeczy - znajomość działania dopaminy może okazać się kluczowa do zrozumienia współczesnego świata. Nie jestem neurobiologiem więc moje wyjaśnienie będzie proste jak budowa cepa. 


Mamy w mózgu (tak mniej więcej pośrodku) pole brzuszne nakrywki. Wyobrażam to sobie w kształcie fasoli. Tam powstaje dopamina - neuroprzekaźnik. Ewolucja eksperymentowała sobie ileśtysięcylattemu i któryś z homosapiensów dostał taki prezent w postaci właśnie dopaminy. Na czym to wówczas polegało:


Wyobraź sobie, że idzie sobie homosapiens, który w tamtych czasach żywił się głównie tym co zebrał i zjadł i natrafia na grzyby (takie normalne) rosnące obok jednego z drzew (daję przykład grzybów bo je znasz, jeśli masz powyżej 30 lat to pewnie podniecają cię nie mniej niż twojego praprapradziada). Zbiera te grzyby, część zjada od razu, a część zabiera i dzieli się z innymi. Następnego dnia idzie znowu do lasu, ale grzybów nie ma. Szuka ich przy innych drzewach, ale też nie ma. Nagle natrafia na taki sam rodzaj drzewa i pod nimi są grzyby. Homosapiens uczy się, że grzyby rosną przy tym konkretnym gatunku drzew. Od tej pory za każdym razem gdy zobaczy takie drzewo uruchomi się dopamina obiecująca, że tam przy drzewie jest nagroda i będzie to niezależne od tego czy grzyby będą czy nie (dopamina uwalnia się bowiem na obietnicę czegoś, a nie na fakty). Większość z nas była kiedyś na grzybach (tych normalnych) i znacie to uczucie, kiedy widzicie grzyba i dopamina świruje wam w mózgu, bo już macie nadzieję na kolejnego i kolejnego, więc brniecie coraz dalej w las. 


W ten sposób, po raz pierwszy,  ewolucyjnie zaczyna kształtować się motywacja do działania poprzez pragnienie.



Ewolucyjnie dopamina była potrzebna do przetrwania. Dzięki niej stajemy się czujni na to, co “potencjalnie” może nam zapewnić przetrwanie. Motywacja z czasem przeistoczyła się w podbój Matki Ziemi. 


W XXI wieku,  w czasach kiedy właściwie nie musimy już walczyć o przetrwanie, a świat jest już w większej części poznany i oswojony (czytaj podporządkowany ludziom) znaczenie dopaminy znacznie się przesunęło. W świecie względnego dobrobytu, bezpieczeństwa (choć wielu zaprzeczy, żyjemy w najbezpieczniejszych czasach w historii ludzkości) teoretycznie powinniśmy się skupić na tym co jest i umieć tym cieszyć. Do tego co mamy obecnie dążyły przecież całe pokolenia. Siedzimy w bezpiecznych domach, mamy jedzenie i ubrania na każdą porę (wiem, że nie wszyscy ale znaczna większość). Wydawać by się mogło, że nastąpi era sertoniny, błogości, bycia w tu i teraz. Co się stało?


Po pierwsze, wygląda na to, że mózg, trochę nie miał na to czasu. Taki stan rzeczy jest bardzo krótki, zbyt krótki na ewolucję. Być może gdybyśmy dali sobie czas, to za 1000 lat większość z nas czułaby ogromne zadowolenie z życia. Ale my zrobiliśmy coś gorszego. Kiedy już opadł kurz najgorszych wojen, głodu i ostatnich wielkich zaraz, które dziesiątkowały ludzi przez stulecia, kiedy mogliśmy względnie spokojnie rozgościć się w spokoju, my wynaleźliśmy maszynki wiecznego niepokoju i rozregurowaliśmy sobie szlak dopaminowy. Najpierw telewizja, w niej reklamy, potem internet, social media i tak dalej. Do tego prosty dostęp do alkoholu, hazardu, seksu w internecie i coraz prostszy do coraz mocniejszych narkotyków. 


Ewolucja najwyraźniej nie przewidziała, że staniemy się ćpunami obietnicy szczęścia. 


A więc z tej fasolki - pola brzusznego nakrywki, dopamina leci sobie do jądra półleżącego (potocznie mówi się na to szlak/ obwód pragnienia) i aktywuje się pragnienie wyrażane słowem “CHCĘ”. Słowo to jest dla mnie kluczowe w XXI wieku. Otacza mnie z każdej strony. Co chwilę słyszę, że ktoś czegoś chce. “Chcę, chcę, chcę” - dopamina wyzwala się przy każdym “chcę”, a każde “chcę” wyzwala się w dzisiejszych czasach dziesiątki razy nawet jednego dnia. Co jest tą współczesną wyrzutnią? Social media, reklama, alkohol, narkotyki, hazard, sklepy, oferty, przeceny, coachingi, clickbaity. Chcę poczuć się lepiej i kiedy wykonam określoną czynność - to to nastąpi. Nie szukam szczęścia w tym co jest, ale zawsze w tym co “mogłoby być”. 


Widzę influencerkę w nowej furze, chcę taką furę, albo chcę być tą influencerką. Wyświetla mi się reklama czegośtam “chcę” to mieć. Koleżanka wrzuciła zdjęcia z rajskich wakacji “chcę” tam być. I tak dalej. Codziennie produkujemy kilkaset wystrzałów dopaminy, które zalewają nasz mózg. I choć co do zasady dopamina nie jest zła (o czym dalej) tak częste wyrzuty mają wpływ nie tylko na zachwianie chemii mózgu, ale również na nasze wewnętrzne poczucie szczęścia i umiejętność przeżywania go. 


Na widok pasty do zębów, przez podpaski, perfumy, podróże, po alkohol, narkotyki, hazard i seks produkuję sobie w głowie “Chcę” ponieważ wyczuwam w tym obietnicę szczęścia, spełnienia i przyjemności. 


Nic dziwnego, że wielką popularnością cieszą się konta na social mediach, które obiecują, że powiedzą ci jak żyć, że zapłacisz tyle i tyle i moja metoda da ci szczęście w dwa dni. Nawet nie wiesz kiedy, już się zapisujesz w pogoni za czymś, co oddala się im bardziej to gonisz.


Jak to często bywa - to czego najbardziej chcemy, sabotujemy zabierając się do tego od dupy strony. Otóż dopamina, która obiecuje, że będzie zajebiście i że poczujesz szczęście kiedy kupisz ten sweterek, kiedy napijesz się tego alkoholu, weźmiesz ten narkotyk czy jeszcze parę razy zagrasz w kasynie (teraz na pewno wygram) - ta sama dopamina odbiera ci to szczęście.


Dopamina to “cząsteczka kultywująca nieustanny niedosyt” 

“Mózg chce więcej - dopamina” D. Z. Lieberman, M.E. Long


Na czym to polega? 

Otóż dopamina mówi nam, że coś w naszym otoczeniu może być potencjalnie dla nas dobre.  W tym momencie wytwarza się w nas pragnienie, pragnienie z kolei wytwarza motywację do działania. Zdobywamy to po czym dopamina opada, a my teoretycznie powinniśmy cieszyć się naszą zdobyczą. Tak przynajmniej kiedyś było.

Cała ta sekwencja była skorelowana z konkretną sytuacją, porą dnia, roku. Jest burza - wiem, że wtedy złapię więcej ryb, deszcz pada jesienią - zbiorę grzyby, które ususzę na zimę itd. 

Efekt nowości pobudza dopaminę, następnie efekt przechodzi w coś znanego, nowe staje się czymś codziennym. Efekt wow spada i teoretycznie powinien nastąpić efekt - spokój, radość, wdzięczność.


Niestety to się zmieniło.



W dzisiejszych czasach częściowo odłączyliśmy tę korelację. Niezależnie czy siedzę na kiblu czy leżę w łóżku, wannie, siedzę w pracy, idę na imprezę - dostarczam sobie całe pokłady dopaminy (np scrollując sociale) niezależne od danej sytuacji, a więc teoretycznie, ewolucyjnie nieprzydatnej, nie służącej przetrwaniu. Mózg nie wie o chodzi i przestaje łączyć dopaminę z sytuacją. W tym momencie zaczyna ją łączyć z czym popadnie, a ty uzależniasz się od potrzeby ciągłego jej wytwarzania. 


Współczesna dopamina bywa nieadekwatna ponieważ skojarzenia są nieadekwatne. Wystrzały dopaminy nie służą przetrwaniu. Np ten sklep nocny, ta imprezownia, ta czy inna ulica kojarzy mi się piciem czy braniem, a to kojarzy mi się z przyjemnością i to daje mi motywacje do picia alku (czy mózg zaczyna kojarzyć picie z przetrwaniem?) 

Dlatego jeśli jesteś w pierwszej fazie trzeźwienia to powiedzą, ci, żebyś unikał_ miejsc, które kojarzą ci się z używkami, ponieważ tam będzie następował wyrzut dopaminy i wyrzut “chcenia”, który może być niebezpieczny jeśli chcesz zachować abstynencję. 


Na dodatek nadprodukując codziennie dopaminę odcinamy sobie efekt zaspokojenia. Wszystko cieszy nas krócej i mniej. Ledwo ucieszy mnie kotek na insta, bach już lecę dalej i zaśmiewam się z mema, bach już jestem gdzie indziej. Nie daję sobie szans. To tak jakbyś co chwilę włączał światło w sypialni. Umysł powoli wchodzi w naturalną regulację, a ty bach włączasz światło i rozregulowujesz cały ten proces. 


O ile poziom dopaminy przy szczególnie przyjemnych doznaniach byłby załóżmy 200 (seks), to już przy narkotykach typu amfetamina osiąga poziom 1000. Poziom absolutnie nie do wytworzenia przez mózg w żadnych naturalnych warunkach.Teoretycznie czemu nie podkręcić ewolucji? Skoro sama nie wymyśliła poziomu 1000 to my sobie to sami wyprodukujemy. ale oczywiście jest haczyk. 


Nasz mózg naturalnie dąży do samoregulacji. Po każdym wyrzucie dopaminy zaliczamy swego rodzaju, “minidół”. Potem mózg (jeśli damy mu czas) wraca do względnej równowagi. To taka swoista autoregulacja odbiornika:)


Im większy wyrzut w górę tym większy dół i tym dłużej powinna trwać regeneracja. Ale jeśli scrolluję instagrama czy tindera, a “endless scrolling” to jedna z najgorszych kuku jakie sobie uczyniliśmy, to doznaję setek mini wyrzutów w górę i w dół, przy czym po każdym dole, którego nie jestem świadoma, chcę znowu wyrzutu w górę, więc skroluję dalej. Odłożenie telefonu po takiej dopaminozie to mocny zjazd w dół, dlatego za chwilę sięgam po niego znowu. 


Okazuje się, że u osób które muszą odłożyć telefon wzrasta poziom kortyzolu czyli hormonu stresu. A to z kolei przełącza mózg w tryb walcz/ uciekaj. A to z kolei odłącza myślenie. A to z kolei ucina kreatywność, pociąg seksualny, ciekawość i wszystko to, co jest niepotrzebne w trybie przetrwania.


Zbadano, że mówienie o sobie podnosi poziom dopaminy. Więc jeśli wrzucamy swojego zdjęcie na insta i  dodatkowo dostajemy dopaminowe lajki to dosłownie ćpamy samych siebie. Może to tłumaczy dlaczego tak wiele osób ma na profilach głównie swoje zdjęcia. 


Gdybyś umiał_ pozostać uczuciem radości - powiedzieć sobie - no miło że dostał_m 100 lajków - i na tym pozostać - gdybyś miał_ zgodę na to, że to była miła chwila ale każda chwila przemija. Nie muszę jej łapać jeśli ją przeżyję. Ale jeśli ja już jestem w marzeniach o tym, że dostanę 200 lajków, to nie jestem w tej chwili, już mnie tam nie ma. Badania pokazują, że ludzie, którzy fotografują miejsca które zwiedzają, nie zapamietują tych miejsc.











Czy umiesz sobie powiedzieć - Jest ok, nie chcę więcej, jest wystarczająco dobrze?


A co gdy osiągam wyrzuty dopaminy ponad wszelką normę np substancjami?  Początkowo mózg wytwarza jej sporo i uczy się, że ta czynność sprawia mi przyjemność. Im dalej w las tym zjazd w dół po wielkim wystrzale w górę, jest tak nieprzyjemny, że chcąc go zlikwidować, znowu po to sięgam. Tak samo jest z zakupami, zakochaniem czy hazardem. I na to wchodzi, całe w bieli, uzależnienie, uwikłanie. 


Uzależnienie to ciągły proces zmniejszania źródeł przyjemności.

Andrew Huberman


Jeśli ciągle wychylamy nasz dopaminowy punkt zero w stronę przyjemności po czym doświadczamy doła to nasz mózg musi ciągle go wyrównywać produkując jeszcze więcej dopaminy. Po jakimś czasie dopamina przestaje się uwalniać i zaczyna nam jej zwyczajnie brakować. Stanem wyjściowym (punktem zero) staje się cierpienie i ból, a używki, zakupy, zachowania służą do chwilowego uśmierzenia tego bólu. Przestajemy umieć odczuwać przyjemność. Drobne życiowe, naturalne jej źródła nie są już wyczuwane przez mózg. To z kolei może prowadzić do anhedonii, depresji, bezsenności, trwałego niepokoju. A ponieważ dopamina odpowiedzialna jest również za motywację - ta również opada. To ten zjarany ziomek, któremu nie chce się wstać z fotela żeby zgasić światła, a co dopiero wyjść i poszukać pracy. 


Dodatkowo - jeśli uzależniamy się od czegokolwiek - substancji czy zachowania, to jestesmy później bardziej podatni na inne uzależnienia. To zła wiadomość w czasach trudnego do obliczenia i zdiagnozowania momentu w historii kiedy bardzo dużo osób jest na jakimś poziomie (spektrum?) uzależnienia od nowoczesnych technologii. Czy w takim razie to tłumaczy globalny wzrost spożycia substancji psychoaktywnych? Czy produkujemy uzależnienie na masową skalę?


Nachodzi mnie taka smutna refleksja, że nawet neuroprzekaźniki we własnych mózgach potrafimy wykorzystać w dupny sposób. Dopamina - stworzona jako motywacja do przetrwania stała się motywacją do samozniszczenia. 


Co było pierwsze? Jajko czy kura? Czy cierpienie spowodowało dziki pęd do przyjemności? Czy też pogoń za przyjemnością wygenerowała więcej cierpienia? Odpowiedź - i to i to. Jeśli jesteśmy nieszczęśliwi to gonimy za przyjemnością. Jeśli gonimy za przyjemnością to prędzej czy później będziemy nieszczęśliwi. Przyjemności nie dają szczęścia. Jeśli przyjemność to wiatr to szczęście jest jeziorem. 


No dobra, czy jest dla nas w takim razie jakiś ratunek?


Z tego pola brzusznego nakrywki dopamina leci sobie do opisanego wyżej, krótkiego i przez to szybkiego obwodu “chcenia”. Ale to nie koniec jej podróży w mózgu. Dalej, w okolicy płatów czołowych, położony jest bowiem obwód kontroli. Płaty czołowe to nasz “najnowszy” ewolucyjnie mózg. Może ewolucja się zorientowała, że oprócz motywacji i pragnienia potrzebujemy jeszcze planowania i kontroli. Może był to moment przełomowy, i właśnie wtedy zaczęliśmy podbijać świat w sposób bardziej uporządkowany i przemyślany. Ten układ, również skierowany jest na przyszłość. Pierwszy szlak krzyczy “chcę” ten samochód, drugi - co mogę zrobić, żeby go mieć?  Z wiadomych powodów nie bardzo lubimy ten obwód, ale to on pomaga nam w realistycznej ocenie sytuacji i w planowaniu. Dopamina z tego samego miejsca biegnie do bliższego układu podniecenia i entuzjazmu, a dalej do naszego głosu rozsądku. 


Pomiędzy “chcę” a “robię” leży przepaść wielka jak Wielki Kanion. Jeśli  samotne “chcę” jest światem niespełnionych marzeń dziecka to, “robię” jest dorastaniem i braniem odpowiedzialności. To wszystko układa się w logiczną całość. Pierwszy układ dopaminowy wytworzył się wcześniej, kiedy ludzie byli jeszcze w naiwnej fazie eksploracji świata. Tu się poparzyli, tam coś odgryzło im nogę. Dopiero z czasem i z rozwojem mózgu, mogli zacząć organizować się w zaplanowany sposób, który umożliwił im przetrwanie.


Kiedy myślę o naturze uzależnień, które mają w sobie ten nierealistyczny komponent marzeniowego planowania (wszystko będzie dobrze, od pierwszego nie piję, jeszcze tylko miesiąc i na pewno znajdę pracę, a wtedy wszystko się ułoży) to zastanawiam się czy rzeczywiście jest to efekt uzależnienia czy może wytwarza się to wcześniej. Osoby uzależnione zwykle pochodzą z rodzin w taki lub inny sposób dysfunkcyjnych. Nie doświadczają przyjemnego stanu płynącego z zanurzenia w bezpiecznym świecie “tu i teraz”. Dziecko, które doświadcza tyle dyskomfortu być może zaczyna wytwarzać marzeniowe widzenie świata pt “kiedyś/ gdzieś będzie lepiej”. I znajduje to w pewnym momencie w używkach, żeby osiągnąć ten stan nie trzeba się wysilać. Nie trzeba czekać, odraczać, wyrzekać się czegokolwiek. Wystarczy odebrać paczkę z inpostu, pójść do ziomka z drugiej klatki. 


Jeśli chodzi o uzależnienia to myślę, że za bardzo zafiksowaliśmy się na myśleniu o osobach uzależnionych jako tych, które cały czas dążą do przyjemności. To spłyca widzenie uzależnienia jako niepohamowanego hedonistycznego pędu. Niewdzięczni uzależnieni - nie widzą, że mają dobrze, a świat jest piękny. Hej, doceń co masz i nie pierdol. A przecież jeśli ktoś w tak dramatyczny sposób dąży do przyjemności, poświęcając temu swoje zdrowie, relacje, a czasem życie, to nie dlatego, że jest jakimś niewdzięcznikiem. Być może już w dzieciństwie zaczął chorować na “kiedyś będzie lepiej”. Uzależnienie tylko pozornie dotyczy substancji czy czynności. Uzależniamy się tak naprawdę od obietnicy, że będzie lepiej.


Płaty czołowe odpowiedzialne za odpowiedzialność :) i hamujące zachowania ryzykowne są najdłużej rozwijającą się częścią mózgu i całkowicie rozwiną się około 25 roku życia. Jeśli więc ktoś zaczyna pić czy brać wcześniej, to nie dość, że pobudza szlak “chcę”, to jeszcze hamuje rozwój szlaku “poczekam i zaplanuję”. W związku z tym destrukcja u takiej osoby będzie większa i jeśli taka osoba obudzi się po dwudziestu latach uzależnienia, to może mieć większą trudność z wytrzeźwieniem niż ktoś kto uzależnił się dużo później.


Oczywistym się staje, że im bardziej pobudzamy w dziecku szlak “chcę” bez uruchamiania szlaku “w związku z tym muszę to i to”, tym większa podatność na marzeniowe planowanie. Na naszych oczach rośnie pokolenie “frustracji”. A to dlatego, że w “insta” świecie nie trzeba na nic czekać ani planować. Bogaci influencerzy pokazują rzeczywistość, w której ma się wszystko bez żadnego wysiłku. “Hodujemy” całe zastępy ludzi, chorujące na nietolerancje na stres, nudę i zwyczajność życia - ci ludzie dążą do ciągłej przyjemności i ciągłego podkręcania rzeczywistości. Niedosyt to słowo klucz współczesnego świata, a F.O.M.O. (fear of missing out - czyli lęk przed pominięciem czegoś ważnego) to ty i ja z telefonem w kieszeni, gotowi wyciągnąć go przy każdym głupim dźwięku czy wibracji. Współczesne niewolnictwo to stan umysłu. Dlatego narażamy się na sytuację, w której być może wkrótce, duża część ludzkości będzie zwyczajnie chorowała.


Nie pije kawy bo jestem zmęczona, tylko jestem zmęczona bo pije kawę.

Judith Grisel


Współczesna moda na uważność, medytacje i inne duperele nie jest bezzasadna. Jako gatunek tworzymy w pewnym sensie jeden wielki organizm - teraz bardziej niż kiedykolwiek. Unifikacja poprzez internet sprawia, że pomimo dzielących nas kilometrów i różnic kulturowych, stajemy się do siebie coraz bardziej podobni. Być może jako organizm podświadomie dążymy do autoregulacji odbiornika. Podczas gdy jedni prą w kierunku dopaminozy inni mówią “zwolnijcie, zatrzymajcie się i rozejrzyjcie wokół”. Z historii wiemy, że “dopamnozi” wygrywają z “mindfulnessami”. Ale tylko jedni z nas zapamiętają swoje życie i rzeczywiście go doświadczą inni będą robić w tym momencie zdjęcie i wrzucać je na insta.


W takim świecie płaty czołowe nie mają nic roboty, więc kto wie, może za 1000 lat znikną, a będa je mieli tylko nieliczni? I to oni będą rządzić światem, ponieważ od samego chcenia nic się nie wydarza i nic nie powstaje.


Dlatego trzeba uważać na zbytnie podniecanie dziecka prezentami, zbyt dużą ilością nowych zabawek, zbyt dużą ilością kolorów, szybko zmieniających się obrazów. Paradoksalnie świat dziecka powinien być trochę nudny, to dziecko ma sobie samo coś wyobrażać i trenować mózg do budowania połączeń, a nie dostawać wszystko pod nos i gotowe rozwiązania. No i trzeba uważać na same nagrody, które są zapalnikiem dopaminy. Jeśli czekolada, McDonald's, bezalkoholowy szampan jest nagrodą no to nie dziwcie się potem, że dziecko ma nadwagę albo idzie w długą. Co pomaga? Rozwijanie w dziecku pasji zamiast bezmyślnej rozrywki. Nie spełnianie zachcianek odpowiadanie na potrzeby. Pasje rozwijają, ciągną w górę i są w “tu i teraz”. Żeby rozwijać pasje trzeba się skupić i być obecnym. Jeśli nie masz na to czasu to nie rób sobie dziecka. Jeśli już je masz i nie masz czasu to znajdź. Zbyt wiele osób trafia na terapię uzależnień (i inne) ponieważ rodzicom nie chciało się ruszyć dupy i zainteresować człowiekiem, którego sami stworzyli.


Jeśli chodzi o nowe technologie to wzięliśmy udział w eksperymencie na niespotykaną skalę - globalnie uczyniono z nas króliki doświadczalne nowych wynalazków. Jesteśmy jedną wielką próbą badawczą. Nikt nie zna wyników tego eksperymentu, ale już powoli zaczynamy widzieć o co w nim chodzi. Nieliczni budzą się katatonicznego stanu scrollowania w nieskończoność piesków, kotków i tego współczesnego śmietniska w którym czasem znajdziesz coś wartościowego, ale równie dobrze trafisz na kupę albo obciętą głowę. Ci nieliczni zaczynają używać nowych technologii świadomie. Co to znaczy? To znaczy, że sięgają po telefon świadomie i przede wszystkim, świadomie odkładają. 


J.O.M.O. (joy of missing out - radość odpuszczania i nie próbowanie nadążać za wszystkim)


Zastanów się dlaczego znowu trzymasz telefon w dłoń. Kiedy następuje ten moment że po niego sięgasz? 

Czemu trzymasz znowu w ręku butelkę? Samarkę? 

Czy to była w pełni świadoma decyzja? 

Czy jest to świadoma decyzja czy impuls? 

Czy probował_ś kiedyś spędzić dzień bez telefonu? 

Dwa miesiące bez alkoholu? 

Ile czasu najwięcej ci się udało? 

Czy wrócił_ś? Dlaczego? 

Czy czuł_ś się lepiej czy gorzej bez? 

Czy czuł_ś się lepiej/ gorzej kiedy wrócił_ś?

 

Steve Jobs nie dawał swoim dzieciom ani iPhonów ani iPadów. Pomyśl o tym następnym razem jak dasz dziecku telefon, żeby “się uspokoiło” albo sam_  po niego sięgniesz. Pomyśl po co w ogóle po coś sięgasz.



Jeśli chcesz postawić mi kawkę to kliknij to zdjęcie










Dzisiejszy odcinek sponsorowały:

Film:

Liga sprawiedliwości Zacka Snydera


Książki:

Nigdy dość - Judith Grisel

Wyloguj swój mózg. Jak zadbać o swój mózg w dobie nowych technologii - Anders Hansen

Mózg chce więcej. Dopamina. Naturalny dopalacz - Daniel Z. Lieberman, Michael E. Long

 




Komentarze

  1. Napisałam na insta, że bardzo mnie ten tekst zabolał. Teraz podjęłam działanie - wywaliłam z telefonu zarówno fejsa jak i instagram, biorę się do walki o samą siebie. Dzieki

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz.