Polecany post

"ROK ODPOCZYNKU I RELAKSU"

Zacznę od środka bo jakoś nie umiem znaleźć dobrego zdania na początek. Chciałam napisać do was więc właśnie usiadłam i piszę, chociaż jeszcze nie wiem o czym chcę napisać. Dowiemy się w trakcie.

PLUS I MINUS



…uratuje cię matematyka


Zacznę od cytatu z Osiatyńskiego:

“Przez ponad 20 lat na przemian pisałem książki i piłem. Myślałem wówczas, że piję bo mam problemy ze światem zewnętrznym. Kiedy przestałem pić, okazało się, że miałem problemy ze światem zewnętrznym, ponieważ piłem. A piłem, bo w dość wczesnej młodości uzależniłem się od alkoholu, więc pić musiałem. … “

Oczywiście, że są zyski z picia/ brania. Gdyby ich nie było, nikt by tego nie robił. Zazwyczaj, chociaż nie jest to regułą, uzależniasz się w dość młodym wieku. W wieku, w którym przeżywasz milion nastoletnich emocji. Pierwsze miłości, bunt, pierwsze pytania o sens życia, określenie siebie pod kątem grupy, złości na rodziców, że nie kumają absolutnie nic, a najmniej ciebie i tego co przeżywasz. 

Pierwsze imprezy, chlanie na balkonach

Pierwsze próby z zespołem rockowym

Pierwsze o życiu poważne rozmowy

Pierwsze pomysły, co tu dalej robić

Pierwsze porażki i pierwsze sukcesy

Pierwsze życiowe prawdziwe stresy

Pierwsze zazdrości i pierwsze miłości

Pierwsze pogruchotane kości

Pierwsze papierosy przy automacie

Pierwsze pornosy w czyjejś chacie

Pierwsza śmierć widziana na własne oczy

Jak śpiewał Sidney z Polski.

“W tym mieście nic się nie dzieje. Gile w nosie umierają z nudów. Ale jak w nosie jest feta to nagle robi się Las Vegas. “ (fragment z mojej pracy pisemnej na grupie terapeutycznej)

Większość ludzi zaczyna pić lub brać z tego samego powodu. Przełamanie wstydu, chęć doświadczania specyficznych emocji, opieranie się nudzie, szukanie odpowiedzi w braniu, bo wokół same znaki zapytania. Lęk przed życiem, traumatyczne dzieciństwa, nieobecni rodzice, nieśmiałość, zerowe poczucie wartości, niezaspokojone potrzeby. Człowiek, który zażywa ma co do tego zażywania pewne oczekiwania, oczekiwania, że używka spełni jego doraźne potrzeby. Potrzeba bycia akceptowanym, przeżywania przygód, radości, wspólnoty, beztroski, ulgi, ucieczki od trudnych emocji i tak dalej.

Nie ma różnicy w powodach, dla których ludzie sięgają po alkohol, ale jest różnica w skutkach. W zależności od wychowania, predyspozycji genetycznych, osobowości, temperamentu, uwarunkowań społecznych itd. jedni się uzależnią, a inni nie. Zresztą uzależnienie to tak zwana choroba niezawiniona. Nikt kto się uzależnił, nie zrobił tego celowo, ani nie planował, ani nie myślał, że się uzależni. A jednak jedni się uzależnią, a inni nie. Czy to nie jest niesprawiedliwe? Jest i co z tego.

Zyski są widoczne od razu. Pamiętam moją miłość do amfetaminy Jakże byłam pewna siebie, wygadana, piękna i super tańczyłam. Tak przynajmniej mi się wydawało.

Każdy uzależniony uważa, żenie jest uzależnionyywa. Dlaczego? To proste - ponieważ nikt o tym nie rozmawia, bo to tabu, bo jest ta “magia”, której nie chcesz psuć “poważnymi” gadkami. Czasem ktoś przebąknie o tym, że “muszę kur** zrobić przerwę”, a ty powiesz “noo, ja też” i na tym się kończy. Bo przecież jest tyle zysków. Te imprezy, ten zabawny, elokwentny ty brylujący na parkiecie i w rozmowie. Te bifory i aftery pełne “wspaniałych rozmów” z “super ludźmi” i tak dalej. Nie można psuć zabawy.

Przyznanie się do nałogu, jest owiane porażką.  Jak się uzależnisz to czujesz się jak ostatnio fajtłapa. “Wszyscy piją” i mogą, a ty nagle co? Piłeś jakoś nieudolnie? Inaczej brałeś? Inni się nie uzależnili a ty tak? Ciamajda, wzięła i się uzależnił/a.

Pamiętam, na terapii, kolega dostał do napisania taki temat “Opiszę zyski z picia”. Była do bólu szczera i właściwie trudno się było przyczepić i udowodnić, że tych zysków nie miał. Te zyski są przecież realne, inaczej nikt by nie zażywał.

Jak długo można wychwalać zyski chociaż wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią, że jest już dużo więcej strat? Bardzo długo, do śmierci, bo uzależnienie jest śmiertelne i to jest szaleństwo, kompletne wariactwo.

[Dla wszystkich, którzy uwielbiają podliczać ile osób umiera na Covida, a ile na “normalną” grypę i takie tam - niech was nie zwodzą statystyki dotyczące śmiertelności spowodowanej używkami. Zwykle wpisuje się jedynie przedawkowania, czy ewidentne przykłady zapicia. Prawdziwe statystyki są dużo bardziej druzgocące tylko, że jeśli ktoś umiera na nadciśnienie,  które jest jednym z powikłań uzależnienia od alkoholu, to się wpisuje nadciśnienie, a nie alkoholizm, bo tak jakoś głupio nie? To samo z wylewami, zawlałami, rakiem etc. W końcu dużo ludzi na twoim uzależnieniu zarabia i nie zależy im na odstraszaniu cię od picia. A kiedy ktoś umiera w wypadku naćpany po kokardę to się mówi, że zginął w wypadku, a że był uzależniony od dragów od lat to już zostaje w rodzinie, a może nawet rodzina to wypiera bo taki dobry chłopak był i mało pił]




“...Po kilku latach, gdy już nie musiałem pić, mogłem sobie postawić pytanie: dlaczego zostałem alkoholikiem? Pierwsza odpowiedź kierowała mnie ku własnej niedojrzałości emocjonalnej. Nie umiałem sobie radzić z własnymi uczuciami. Alkohol mi w tym pomagał, toteż się od niego uzależniłem” koniec cytatu z Osiatyńskiego.

 

Można mówić o zyskach z picia czy zażywania, ale czy są jakieś zyski z uzależnienia? Ta niewidzialna granica, gdzie pojawiają się straty jest granicą między piciem osoby nieuzależnionej, a uzależnieniem. Najpierw żyjesz i do tego picie jest dodatkiem, a potem pijesz, a życie jest (niewygodnym) dodatkiem.

Nie wiadomo kiedy przechodzisz na drugą stronę i tego nie widzisz. Gdybyś widział byłabyś/ byłbyś w gronie ludzi, którzy o 1 w nocy zaczynają pić wodę na imprezie i mówią, że “dość już wypili”, mówią do ciebie coś w rodzaju “jutro nie chcą mieć, kaca, bo muszę to czy tamto”.

Drwisz z tego i wbijasz gwoździa dalej.

 

Dopóki wydaje ci się, że masz same zyski, dopóty utrzymujesz się w przekonaniu, że problemu nie ma. Nikt nie chce być uzależniony, nikt nie chce mieć raka, nikt nie chce mieć krótszej nogi. Nikt nie chce być ciamajdą. To generuje problemy, a to od nich właśnie uciekasz - obieg zamknięty. 

Jedyna myśl jaka ci przyświeca to - czemu nie mogę tak pić codziennie bez konsekwencji?

 

Romarzył_ś się?



No cóż...



Jak to się stało, że został_ś "ciamajdą"?

Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na pytanie - czemu się uzależniamy. Po prostu szukamy odpowiedzi i ulgi nie tam gdzie trzeba, dostatecznie długo, żeby od tego zwariować.

 

Pamiętam, za dzieciaka, wakacjowaliśmy z przyjaciółmi nad jeziorem i tam były takie stare kapoki. Jak się je zakładało to utrzymywały nas na powierzchni, ale jak namokły wodą to ciągnęły w dół i w sumie się można było przez nie utopić.

 

Sięgałeś po dragi, żeby doprowadziły cię do prawdy objawionej, żeby oderwać się od zakłamanego społeczeństwa, struktur itp, a sam zaczynasz generować kłamstwo jak agregat.

 

“Im więcej dany kraj produkuje broni, tym mniej bezpieczny się staje – ten, kto ma broń, stanowi cel ataku.” Einstein

Czym właściwie są te straty z zażywania? 

To właściwie sprawa bardzo indywidualna. Dla jednego stratą będzie oczywiście hajs. Klienci terapii robią sobie często tzw “litrarze” i często wychodzi im, że przepili mieszkanie na które teraz muszą brać kredyt. Dla innego pieniądze nie będą problemem. Uszkodzi autko w wypadku po pijaku, a na drugi dzień zapłaci, ktoś mu wyklepie i straty nie widzi. Tak samo z jeżdżeniem po pijaku. Dopóki nie ma wypadku, według uzależnionego, nie ma straty. Dużo ludzi określa straty lub ich brak jedynie przez rzeczy materialne - pieniądze, pracę. Stą pojęcie wysoko funkcjonujących uzależnionych, którzy strat nie widzą, bo mają pracę, a może nawet osiągają sukcesy. Nie bycie panem "menelem" ma być dowodem na brak uzależnienia, co jest sprytnym zagraniem w społeczeństwie opartym na dorobku i kulcie rzeczy materialnych.

 

Ale rzeczy materialne można odzyskać. Co innego ze stratami, których się nie da odkupić. Stratą może być to, że nie pamiętasz pierwszych kroków swojego dziecka, nie pamiętasz, jak wyrósł mu pierwszy ząb, ani jak powiedział pierwsze słowo. Dla innego to może być utrata marzeń - może chciał grać na gitarze, ale graniu na gitarze towarzyszył alko i narko, a potem gitara towarzyszyła alko i narko, a potem już tylko alko towarzyszyło narko. Stratą może być strata moralności, tak częsta w uzależnieniu. Myślisz, że jesteś w porządku, a zdradzasz na lewo i prawo, wsiadasz za kierownicę po pijaku. Stratą może być strata marzeń i wizji siebie, która powoli się rozprasza.

O stratach najwięcej wie osoba uzależniona. Ona jest ekspertem od swojego uzależnienia.

Przyznanie się do strat to pierwszy i najtrudniejszy krok do trzeźwienia. Odromantycznienie tych wszystkich opowieści o piciu i ćpaniu. Odromantycznienie bycia nawalonym tym czy innym. Odromantycznienie zysków. Obejrzenie się za siebie i rozmowa między tym kim się jest, a tym kim mogło/ chciało się być.

 

Sama długo nie widziałam strat. Moje życie było wystarczająco ciekawe, żeby przykryć efekty uboczne. Wiadomo, że kac, że stany depresyjne, ale to było wpisane w ten romantyczny nawyk picia do upadłego. Nie ma strat, jest fajnie. Lubię pić. Tak jest i tak zawsze będzie bo zawsze tak było, bo ja taka jestem...

 

Najpierw zrozumiałam, że nie udał mi się żaden związek i każdy przegrał z moim uzależnieniem. Potem okazało się, że wyrabiam normę, żeby na zewnątrz się zgadzało, żeby nikt się nie doczepił, nie zauważył, ale w środku od dawna jest jakaś tęsknota, której nie potrafię zapełnić i zamiast się zmniejszać rozszerza się jak wszechświat. Jakaś trudna do uchwycenia tęsknota za sobą samą. Za tą osobą, która majaczy ci “sprzed” tego wszystkiego. Okazało się, że rzeczy, które robię od dawna nie sprawiają mi satysfakcji, okazało się, że straciłam wiele osób po drodze, bo piły wodę na imprezie. Nie chodzi o, to, że całe picie i branie było stratą, nie. Tak jak wyżej - są zyski, dlatego pijesz. Przeżyłam dużo kretyńsko fajnych przygód, poznałam wiele osób, wydarzały się zabawne rzeczy. Ale to miało swój koszt. Kalkulator pokazał mi, że już od dawna największą stratą jestem ja sama, a właściwie osoba którą mogłabym być. To jej się pozbyłam najwcześniej, może piła tą zasraną wodę?

 

To co na początku pozwalało się wyluzować, teraz spina. Teraz już zawsze trzeba być lekko nawalonym, najaranym, żeby być wyluzowanym. 

To co pomagało w przełamaniu nieśmiałości, nie wyleczyło z nieśmiałości, ale podporządkowało ją piciu. Na trzeźwo głupio się odezwać, ale po pijaku jak z karabinu.

To co rozmywało problemy, teraz spiętrzyło ich tyle, że z każdej strony masz już milion niepozałatwianych spraw.

To co pomagało w tworzeniu, kreacji, wyobraźni, teraz tę wyobraźnię zawęża. Bez dragów nie jesteś w stanie sklecić projektu, napisać czegoś kreatywnego, być kreatywnym.

 

5 obszarów zysków i strat z picia/ brania:

  • Rodzina

Od rodziny się zawsze oddalasz, czy będzie to rodzina pochodzenia, czy ta, którą w amoku stworzyłeś/aś. Uzależnienie od wszystkiego oddala, a że używka powoduje mniejszą odporność na stres, to sytuacje rodzinne będą dla ciebie i innych źródłem cierpienia zamiast radości. Szacunek, który do ciebie stracą najbliżsi będzie ciężki lub niemożliwy do odbudowania. Rodzą się dzieci, mnożą się samochody, kredyty, “jakoś” to się toczy. Jeśli wystarczy ci “jakoś”, a nie "jakość" to nie ma co się przemęczać czytaniem dalej :) Jeśli masz rodzinę, to straty nie dotyczą tylko ciebie, ale wszystkich w rodzinie. W zasadzie to ty przynajmniej masz jakiś fun bo chodzisz ciągle zarąban_. Ale partner/ ka nie ma funu. Zero funu, mniej niż zero. W dodatku pewnie już jest współuzależnion_ i będzie musiał/a się leczyć z twojego "funu". O dzieciakach to już ciężko mówić, nie dość że zero zabawy to jeszcze na całe życie lęki, zaniżone poczucie własnej wartości, DDA, a w dorosłym życiu toksyczne związki i tak dalej. Zrobiło się za mrocznie? Niewygodnie? I dobrze. Czy masz taką myśl, że chciałabyś/ chciałbyś wyjechać daleko stąd i pić każdego dnia i tylko twoi bliscy stoją Ci na przeszkodzie? Przeczytaj to zdanie jeszcze raz.

 

  • Związki

Jeśli chodzi o związki to tu jest z pozoru różnie, ale faktycznie tragicznie. Można nawet stworzyć związek na bazie picia i brania, albo pomimo picia i brania. W ten sposób żyje bardzo dużo par i jakoś funkcjonują. Trudno mówić o budowaniu czegoś trwałego pod kątem wartości duchowych. Tutaj budulcem są raczej rzeczy materialne. Jak już jest bardzo źle to jedzie się na wycieczkę all inclusive, albo kupuje partnerowi/ partnerce superprezent na wybłaganie przebaczenia. Na moment wykupuje się spokój. 

 

Jeśli marzysz o miłości i bliskości, to zapomnij, że ci się to uda w czynnym uzależnieniu (lub z osobą w czynnym uzal.). W czynnym uzależnieniu nie da się być naprawdę szczęśliwym, więc nie da się tego szczęścia produkować. Można podczepić się pod czyjeś szczęście i ssać tak długo, aż nie zabijesz żywiciela i przeskoczysz na następnego, zostawiając za sobą masę trupów. Niemożliwym jest stworzenie czegoś wartościowego i trwałego wokół siebie. Co najwyżej pozór szczęścia, ale on prędzej czy później upadnie. Nawet jeśli będzie trwał dla zachowania pozorów. Jeśli jesteś z kimś kto nie jest uzależniony, to prędzej czy później dojdzie do momentu “albo alkohol albo ja”. Możliwe, że powiesz “ty kochanie”, a pomyślisz “alkohol”.


  • Znajomi

Największe zyski są oczywiście na polu znajomości. Znajomych ma się zwykle dużo, żeby zawsze było z kim się napić. Znajomi się wymieniają w zależności od aktualnej potrzeby. Jak ćpasz to ci, jak alkohol to tamci, jak wszystko to jeszcze inni i tak dalej. Zwykle masz kilka grup, z którymi się szlajasz i łączy was głównie to, że się jaracie tym, że pijecie/ bierzecie i wrzucacie focie na FB albo Insta, żeby inni zazdrościli i też się jarali. Często mylisz tych ludzi z przyjaciółmi, bo po emce się całujecie, albo mówicie sobie “hasztag friends hasztag forever”. W ten sposób podbijacie sobie narcystyczną potrzebę bycia lubianym, od której (między innymi) całe to picie i branie się zaczęło. Ale te znajomości są łatwo weryfikowalne jeśli kiedyś przyjdzie ci do głowy głupia myśl, żeby przestać - ci ludzie znikną.

 

  • Przyjaciele

Z przyjaciółmi jest różnie, część z nich się odwróci, po tym jak ich zawiedziesz. Inni odejdą bo będzie im przykro patrzeć jak lecisz bez trzymanki, część ty wyrzucisz, bo nie będą dzielić twojej pasji i będą pili za dużo wody. Ktoś może zostanie, ale ciężko powiedzieć czy bez używek bylibyście nadal przyjaciółmi.

 

  • Ty

Jeśli zacząłeś/aś pić/ brać to dlatego, że do czegoś ci to służyło. Może do przetrwania w tym posranym świecie? I pewnie ten cel doraźnie został spełniony. Właściwie do tego przecież służą używki - żeby świat był bardziej znośny, dla tych, którzy nie godzą się z tym, że jest jaki jest. 


Jeśli jednak jesteś jednym z tych pechowców, którzy się uzależnili,  to efektem ubocznym jest wytworzenie innego zasranego świata. Świata strat. Tych strat tak bardzo boi się każdy uzależniony i zrobi wszystko, żeby ich nie było widać.

Minął już czas zysków, poznawania siebie i fajnych ludzi. Było pięknie, była muzyka, rozmowy do rana, było poczucie więzi, kreatywność, radość, spełnienie. Trzecie oko łypnęło przez moment na Maroko, ale teraz już śpi. Jest ileś lat później a ty od dawna zaliczasz nigdy nie spełnione marzenia, listę rzeczy do nigdy nie zrobienia, poranny smutek, zazdrość, że innym wyszło a tobie nie. Jesteś z kimś kogo nie kochasz, ale nie potrafisz odejść, ale właściwie łatwiej ci, że ktoś jest, nawet jeśli wasz związek jest o kant dupy. Albo jesteś sam/a i w zasadzie nikogo nie potrzebujesz bo masz używki. Już nie wiesz czy masz ambicje, czy już tylko wspomnienie ambicji. Jeśli jesteś artystą, to tłumaczysz sobie, że cierpisz dla dobra twojej sztuki, której nikt nie wystawia, ale docenią cię po śmierci. Jak robisz biznesy masz jeszcze siłę to próbujesz nadrobić zdanie o samym sobie kasą, ale kiedy po raz kolejny zmieniasz samochód wcale nie czujesz takiej satysfakcji jak ci się wydawało, że poczujesz. Właściwie nie czujesz jej od dawna. Nie czujesz nic gdy patrzysz na żonę, męża, dzieci, samochód, telewizor, nie czujesz nic kiedy po raz kolejny pijesz. To tylko wywołane sztucznie emocje jakbyś podtrzymywał swoją umierającą duszę elektrowstrząsami. Nieważne ile masz kasy i czy nadal masz pracę. Ciebie i tak od dawna nie ma.



Nie będę na siłę wychwalać zysków z niepicia. To, że są ogromne wie każdy kto spróbował. Z niepiciem jest tak samo jak z używkami tylko, że na zdrowo - jak ktoś posmakuje to nie chce już wracać do obłudy, ale nie bardzo jest jak opowiedzieć innym jak to jest i właściwie wszystko co sobie wyobrażą nie będzie takie jak jest naprawdę . Nie można sobie wyobrazić czyjegoś lotu. NIe da się sobie wyobrazić trzeźwości. trzeba to przeżyć.


  • Rodzina

Widzisz wyraźniej innych. Nagle ich widzisz. Wcześniej byli jedynie statystami w popapranym serialu. Teraz ich widzisz. Matkę, ojca, siostrę, brata, partnera/ partnerkę, przyjaciół, znajomych. Widzisz ich wyraźniej. Nie będę cię oszukiwać. Może być różnie. Może się okazać, że masz dużo zdjęć, na których wyszedłeś ładnie z rodziną i to wszystko. A może nagle poczujesz miłość, tą prawdziwą, nie wywołaną używką. Jeśli jeszcze masz dzieci to chyba udzieli ci się ich radocha. Ta pierwotna, najczystsza forma radości, jaką mają dzieci.

 

  • Związki

Jeśli masz szczęście i przez cały ten czas byłeś/aś z osobą, która cię kocha, to być może właśnie teraz będziesz mógł/ mogła się w końcu z tym pogodzić, że jesteś dla kogoś ważny/a. Jeśli byłeś/aś singlem, to pamiętaj, że ogarniętych ludzi jest niewiele i mają wysokie notowania na rynku. Dbanie o siebie jest ostatnio w modne.

Jeśli był_ś w toksycznym związku, to teraz masz siłę się z niego uwolnić. Widzisz czego nie chcesz, masz siłę się temu przeciwstawić.

 

  • Znajomi

Przeciwny biegun do picia - starych znajomych tracisz z prędkością światła. Nie mają już po co do ciebie dzwonić ani ty do nich. Unikają cię, nie wiedzą co z tobą teraz robić. Nie rozumieją twojej zajawki. Jedni będą życzliwie przytakiwać i gratulować, a potem już ich nie zobaczysz. Inni dosadnie powiedzą ci, że cię pojeb***. Nie rozumieją, nie chcą, nie jest im to do niczego potrzebne. Często uciekają bo jesteś ich odbiciem w lustrze, gdzieś na dnie też chcieliby się ogarnąć, ale tkwią “tam”, nie wiedzą tego co ty, więc stajesz się niewygodny. Powoli się usuwają. Robi się miejsce na nowych.

 

  • Przyjaciele

Jeśli ktoś jeszcze został i przetrwał, to na pewno twój przyjaciel. Nie wiem czy przyjaciół przybywa, chociaż podobno zdrowy, dorosły człowiek może mieć najwyżej troje przyjaciół, ale czasy social mediów mocno nadwyrężyły pojęcie przyjaźni. Na pewno wzmacniają się z nimi więzi i poziom szczerości. Jeśli jeszcze przed tobą nie uciekli, to teraz na maksa cieszą się z twojej odmiany, bo cię lubią i kibicują. Twoja trzeżwość cementuje przyjaźń.

 

  • Ty

Zyski opisałam już w poście Prezent - zajrzyj sobie tam.

Po pierwsze budzisz się rano i nie masz sobie nic do zarzucenia. Już właściwie na tym można by poprzestać. Nie zaczynasz dnia od tępej złości, wyczerpania, od kontynuowania kłótni, od tłumaczeń. 

 

Nie musisz się nikomu z niczego tłumaczyć. Jaka to ulga!

Jeśli żyjesz tak, że ciągle się musisz tłumaczyć, to nigdy nie będziesz dorosły, nie w tym dobrym tego słowa znaczeniu. Zastanawiasz się czemu od jakiegoś czasu twoja dziewczyna się zamieniła w matkę? Bo kurna cały czas się tłumaczysz. Gdzie byłeś, co robiłeś, czemu tyle, a nie mniej, czemu tak długo a nie tak krótko? I to nie jest wina tej dziewczyny. To ty produkujesz atmosferę dziecinnej zabawy w to czy matka się skapnie czy nie. Ale w dorosłym życiu to się nazywa, niedojrzałość, uzależnienie i współuzależnienie.

 

Masz siłę. W trzeźwości masz siłę zadbać o siebie, o innych o swoje marzenia i potrzeby. W ogóle zaczynasz wiedzieć, że je masz. Zaczynasz definiować jakie to potrzeby, w związku z tym możesz zacząć je spełniasz bo masz na nie czas i siłę. Trzeźwość budzi cię jak książe śpiącą królewnę, która, gdyby nie ten książe, przespałaby życie bo się skuła wrzecionem czy czym tam. Nieważne czy to dzień “pracujący” czy weekend, budzisz się gotowy/a do działania. Umysł nie jest zasyfiony, ciało nie jest zasyfione. Jest ci po prostu miło. 

 

Widzisz wyraźniej, nie tylko metaforycznie, ale na czysto fizycznym poziomie. Po prostu jakby ktoś przetarł brudną szybę. Jest więcej kolorów. Pamiętam na grupie jak banda uzależnionych po raz pierwszy przywitała na trzeźwo wiosnę. Chodzili jakby się zjarali. Ale się nie zjarali. Wystarczyła wiosna i żółte forsycje. Zaczynasz odczuwać tę naturalną radość, której szukałeś wcześniej nie tam gdzie trzeba. Pomylone gary. No cóż. Kto nie popełnia błędów.

Masz nagle dużo czasu. Na początku terapii zupełnie nie wiadomo co z tym czasem robić. Całe soboty, całe niedziele. Właściwie dodatkowe 48 godzin co tydzień, a przecież jeszcze dochodzą popołudnia. Normalnie jak zegarmistrz światła purpurowy. Ludzie narzekają na brak czasu, a ty nagle masz go za dużo :) szaleństwo.

Jesteś wolna/y. Jak napisałam w poście Pier**istyka:

Jeśli jesteś od czegoś uzależniony to uzależniasz rzeczy, sprawy, wydarzenia od tego uzależnienia. Jeśli uzależniasz rzeczy to one przestają być wolne. Jeśli one przestają być wolne to i ty zaczynasz być uwięziony. 


W końcu możesz robić co chcesz, nic nikomu do tego bo nikogonie krzywdzisz. Nie dbasz o to, co powiedzą ludzie, bo co to ma za znaczenie? Nie musisz już szukać nocnych. Nie MUSISZ się już upijać. Nie MUSISZ mieć kaca. Łatać wspomnień, które wymiękły razem ze wszystkimi nieprzespanymi porankami. Właściwie zaczynasz robić to, o co chyba w życiu chodzi - żyć. 

Czy jest tylko przyjemnie? Oczywiście, że nie. Jest różnie.

 

Monotonia cichego życia pobudza umysł do twórczości.

Einstein 

 

Czy można być wyluzowanym i dobrze się czuć/ bawić nie pijąc? Sama definicja wyluzowania, nie wiadomo czemu, zasadza się na piciu braniu. Ci co biorą są, ci co nie biorą nie są. Tylko to się logicznie rozjeżdża, bo nikt kto jest wyluzowany nie musi wrzucać czegoś tam, żeby być wyluzowanym. Psy nie muszą ćpać :) 

 

Trudno wymienić wszystkie zyski z niepicia. Ty sam jesteś zyskiem, cała reszta generuje się z twoich decyzji.


Jest wiele osób, które powie - nie piję, ale nie jestem szczęśliwy. Po pierwsze odeślę do posta Dupościsk, żeby sprawdzić czy na pewno jesteś trzeźwy, czy tylko nie pijesz. Po drugie, samo nie zazywanie to nie fabryka cukierków. Dobre samopoczucie nie zapierda** po taśmie, a ty sobie je po prostu bierzesz. Niszczenie siebie i niszczenie w sobie radości życia to ciężka praca do której chodziłeś chętniej niż do normalnej. Odzyskiwanie siebie, polega na tym samym. Na pracy nad sobą. I nie twierdzę, że będzie łatwo, ale będzie warto.

Jest taka teoria buddyjska, że podstawowym uczuciem człowieka zdrowego jest zadowolenie. To znaczy, że naturalnie jesteśmy zadowoleni. Nie ekstatycznie, nie podnieceni, radośni, weseli. Po prostu zadowoleni. Dopiero potem wykonujemy cały zestaw czynności, żeby to sobie popsuć. Według tej teorii Twoim naturalnym stanem jest zadowolenie i w sumie jedyna twoja misja, to nie psucie tego.


Jeśli chcesz szybko postawić mi kawkę to kliknij to zdjęcie










Facebook

Regulacja Odbiornika / #regulacjaodbiornika


#regulacjaodbiornika #uzależnienia #uzależniony #uzależniona #nałogi #rozproszoneja #mechanizmyuzależnienia #picie #trzeźwość #terapia #terapiauzależnień #alkohol #narkotyki #oliwiaziebinska #blog #blogosobisty #wiedza #niewiedza #uzależnienie #diagnoza #objawyuzależnienia #mareksiekielski # mechanizmyuzależnienia #terapiauzaleznien #terapeuta #trzeźwość #trzeźwa #trzeźwy #soberlife #sober #AA #rozwójosobisty #osiatyński #emocje #regulacjaemocji #zdrowienie

 
A na koniec plus i minus w wykonaniu Kalibra44, do którego każdy gibał albo schizował w liceum. Śpiewał tam Magik, który tak uwierzył w magię i w to, że jest Bogiem, że pofrunął z okna czy coś, i to był ostatni plus i minus, który widział.

 

Dzisiejszy odcinek sponsorowały filmy i komiksy:

The Umbrella Academy

Niekończąca się opowieść

Dzień świstaka

Mullholand Drive

Calvin i Hobbes

I poniekąd Forrest Gump

oraz gościnnie Kevin sam w domu

 



Komentarze

  1. Jakoś tak dziwnie otwierasz banię...��.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za wszystko to, co robisz! <3 Trafiłam do Ciebie po wywiadzie u Sekielskiego iii jakoś tak łatwiej i raźniej się za to nieszczęsne trzeźwienie zabrać...

    OdpowiedzUsuń
  3. Rewelacja! Jak mi się to łączy z całym moim życiem,i obecną terapią i uzależnieniem nie od substancji. Jak napisali poprzednicy otwiera łepetyne. Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  4. Powiem tak - piszesz z zajebistym ironiczno-sarkastycznym poczuciem humoru, które wali między oczy. Piszesz o tym, o czym się szepcze po kątach, o czym słyszymy pompatyczne wykłady, których nie chciałam słuchać.
    Czytając o kupowaniu i ukrywaniu alkoholu... Fuck! Mój kolega nazywa to artefaktami. Raz przyszedł do mnie posprzątać, jak mnie nie było. Ale wstydu się najadłam, kiedy znajdował puste butelki wszędzie, gdzie tylko możliwe, nawet między gaciami.
    Po co je tam chowałam, skoro mieszkam sama...?
    I ten wstyd na wspomnienie ojca sprzed 15 lat, jak chował puszki w pawlaczu w kiblu. A teraz sama spuszczam wodę, jak otwieram puszkę browara, kiedy ukrywam picie.
    Nikt nie czuje - tak sobie ściemniam i żrę mentosy czy inne gówno. Taaaa! Dla niepoznaki jogurcik kupię, pójdę do Żabki z dala od domu, żeby sobie nie myśleli. Taaa, a potem i tak zapieprzam do najbliższej, żeby dokupić.
    Dzięki za to, co robisz! I szacun za wyjście z bagna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Cała ta kombinatoryka pochłania tyle energii życiowej, że na nic więcej nie starcza...

      Usuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz.