Polecany post

"ROK ODPOCZYNKU I RELAKSU"

Zacznę od środka bo jakoś nie umiem znaleźć dobrego zdania na początek. Chciałam napisać do was więc właśnie usiadłam i piszę, chociaż jeszcze nie wiem o czym chcę napisać. Dowiemy się w trakcie.

DLACZEGO JA





Wszystko, co ludzkość dotychczas uczyniła i wymyśliła, wzięło się z dążenia człowieka do zaspokojenia swych najgłębszych potrzeb i uśmierzenia bólu.

A. Einstein

Dlaczego jedni się uzależniają a inni nie?

Uzależnienie jest tak wielowymiarowym procesem, że nie ma jednej odpowiedzi. Ilu uzależnionych tyle historii uzależnienia. Na pewno wiemy, że to miks biologii, środowiska, wychowania i indywidualnych psychicznych zasobów.

Zajmijmy się czynnikiem genetycznym - tak, jest potwierdzone, że coś tam w tym jest ale nikt nie wie co dokładnie i na pewno nie jest to choroba dziedziczona biologicznie. Bycie dzieckiem uzależnionego rodzica nie determinuje twojej historii. Uzależniają się dzieci rodziców pijących i niepijących. 

Faktem jest, że biologicznie niektórzy mają silną reakcję awersyjną czyli po pierwsze bycie pod wpływem nie sprawia im przyjemności i na dodatek mają mega kaca po piciu. Innym od początku alkohol poprawia nastrój, a tzw “mocna głowa” sprawia, że mogą wypić bardzo dużo. Niestety “mocna głowa” pomaga w uzależnieniu, więc nazwa niefortunna. Jak śpiewał Liroy 10000 lat temu “alkoholizm to jest choroba wymięka żołądek a później głowa”. 



FAZA WSTĘPNA


Początek jest kwestią indywidualną. Może być taki:

Jesteś nastolatkiem, albo świeżo upieczonym, metrykalnym dorosłym. Alkohol i narkotyki widzisz od dzieciaka. Dorośli piją alkohol i widzisz jak się rozluźniają, są zabawni i jacyś bardziej na luzie. Wersja druga - rodzice piją destruktywnie i chociaż alkohol kojarzy ci się źle to i tak istnieje ryzyko, że po niego sięgniesz na bazie rodzinnej tradycji. Ale po kolei. 

Buzują w tobie hormony, zaczynasz wyodrębniać się jako jednostka. Szukasz swojego miejsca porównując się z innymi, szukasz grupy, która przyjęłaby cię w swoje ramiona. Jeśli było ci z czymś niewygodnie, źle jako dziecku - z uczuciami, z kontaktami z bliskimi, to teraz wszystko zaczyna wychodzić ze zdwojoną siłą. Zaczynasz otwarcie podważać panujące reguły gry, w domu, w szkole. Zadajesz sobie pytania - kto to tak urządził? Czemu tak? I czemu nikt nie bierze pod uwagę moich potrzeb? Tak działa umysł nastolatka. Jest pogubiony, a jednocześnie bardzo otwarty na bodźce. Chłoniesz rzeczywistość i bardzo chcesz się dowiedzieć kim jesteś. Tak bardzo, że szukasz siebie we wszystkim co się nawinie. W filmach, w muzyce, w grupie no i oczywiście w używkach.

Poza tym chcesz już żeby wszyscy traktowali cię jak dorosłą/ego, a picie jest przecież idealnym atrybutem dorosłości.

W pierwszej kolejności to wyraz buntu, poszukiwań, chęci przynależności do grupy, ale też nieuświadomionego cierpienia. Nastolatek cierpi z wielu powodów. Może dociera do niego, że jego rodzina nie daje mu poczucia bezpieczeństwa? A może cierpi z powodu pierwszej niespełnionej miłości? Może jest nieśmiały? A może cierpi z powodu nadmiernych oczekiwań dorosłych, albo odwrotnie - zupełnego braku zainteresowania?

Na tym etapie wiele osób próbuje alkoholu, narkotyków, ale nie wszystkie się uzależnią. Dlaczego?


Dalej daje o sobie znać nauka wyniesiona z domu i indywidualne predyspozycje. Jedne są bardziej oczywiste - przemoc w rodzinie, tragiczne wypadki, utrata rodzica. Inne - bardziej subtelne i zależą od indywidualnej percepcji. Dla jednego zawód miłosny to tylko jakieś doświadczenie, dla innego tragedia na lata. 

Bardzo trudną materią są tzw dobre domy, gdzie przecież wszystko jest dobrze, więc o co ci chodzi? Niby "dobry dom" a dzieciak od rana do wieczora ma nos zapchany fetą. Jak to?


/Ale uwaga, ostrzegam przed pochopnym obwinianem rodziców. Mierzenie się ze swoją historią to trudny proces, ale ma na celu lepsze zrozumienie siebie, a nie dojście do etapu - to ich wina i ch...

Uderzanie w nich ani w siebie niczego nie załatwia. Przeszłość już się wydarzyła./


No to idziemy dalej. Ponieważ jesteś jeszcze niedojrzałym i nie w pełni ukształtowanym człowiekiem to kształtujesz się tym co masz pod ręką, a pod ręką masz alk albo nark.

Jeśli w twoim życiu brak autorytetów i bezpiecznych ludzi - to nie muszą być tylko rodzice, to  może być babcia, dziadek, masz w porządku trenera od kosza, może na przykład Bena Afflecka, sport trzyma cię z dala od imprezy albo masz zajawkę na pisanie wierszy, w twojej szkole uczy, zupełnie przypadkiem, Robin Williams i bach, jest cudownie. No ale jeśli nie znasz żadnych hollywoodzkich gwiazd, albo znałeś ale umarła z przedawkowania, no to masz przerąbane.

Wszystko co sprawia, że czujesz się silny pomaga, ale niestety dużo rzeczy cię może osłabiać. 

Polski system szkolnictwa niestety sam stwarza podatny grunt pod budowanie w dzieciakach poczucia gorszości, niższości, ponieważ metodologia pracy oparta jest na ocenach, zawstydzaniu, a nauczyciele często nie budują przyjaznej atmosfery tylko traktują cię jak debila, albo przynajmniej kombinatora. 


Na ten etap składa się również bardzo dużo wpływów środowiskowo rodzinnych. W przypadku wielu osób alkohol i dragi to jedyny sposób na poradzenie sobie wtedy z rzeczywistością, zwłaszcza że młodzi ludzie są jak skorupka jajka na którą napiera świat dorosłych w ciężkim bucie. 


Ale jednocześnie zachodzą zmiany na poziomie biochemicznym i tu jest jazda. Bo wtedy kiedy pijesz browara z kolegami po szkole, odpalasz lufę czy w weekend piguły, emki i cokolwiek z listy, twój mózg cały czas się uczy, jak prezydent w samolocie. Właściwie ty go uczysz. Najpierw ty jesteś małym dzieckiem, które chłonie wszystko, czego go uczą rodzice i otoczenie, a potem twój mózg jest twoim dzieckiem, który przez całe twoje (i tym samym jego)  życie uczy się od ciebie. 

Ale przecież żeby musiał się od ciebie nauczyć, to musi się pojawić myśl, która przecież też jest w mózgu. Czekaj? Jak? Nie możesz przecież zdecydować czymś innym niż mózgiem. Ano możesz :)


Właściwie o całym naszym życiu decydują głównie emocje, a dokładniej to - jak na nie zareagujemy. Czyli najpierw jest emocja, a dokoła niej budują się myśli i teraz uwaga:

To jak nauczysz mózg reagować na te myśli będzie kluczowe w całym twoim życiu. To bardzo prosty, banalny myk, ale tego nikt nie uczy. Nikt o tym nie mówi w domu, w szkole, w telewizji. Jest milion przepisów na sałatki, memów, fejk newsów, jest tablica mendelejewa i odbyt pantofelka, ale nikt kurwa słowem się nie zająknie, że najważniejsze w życiu to zdrowie emocjonalne. Możesz znać absolutnie każde równanie chemiczne, anatomię człowieka, ale jeśli masz chore emocje to możesz być doktorem Mengele i cała ta wiedza posłuży tylko złu.


No dobra i co dalej? W okresie nastoletnim aż ci huczy od emocji. Chodzą po tobie jak Godzilla po mieście i rozsadzają wszystko na swojej drodze. Jeśli ktoś ci pokazał co się z nimi robi, to uf, jesteś ocalony. Jeśli nie to jesteś w dupie. Nie przejmuj się, w tej dupie jest większość ludzi. 

Depresje, toksyczne związki, chroniczne bóle, kłótnie, przemoc, agresja, lęki, uzależnienia, ale też mniej zauważalne - permanentne rozdrażnienie, brak poczucia sensu, powtarzające się scenariusze. To wszystko ma swoje źródło w nieumiejętności zdrowego przeżywania emocji. Kosmos nie?

Tak bardzo postawiliśmy na mózg i logikę, że zapomnieliśmy, że jest coś więcej niż równania matematyczne. Człowiek nie jest logiczny, nie jest matematyczny, nie jest równaniem. Człowiek jest kłębowiskiem emocji, które towarzyszą mu 24 godziny na dobę przez 7 dni w tygodniu, każdego miesiąca, roku, aż do śmierci. HADZIA!





Obsługa emocji to jest temat na osobne posty, więc tylko łopatologicznie i bez subtelności opiszę to tak:

Być może w domu słyszysz - nie maż się chłopcy nie płaczą, uśmiechnij się dziewczynki się uśmiechają. Nie bądź zły, bądź radosny, nie bój się, nie wstydź się. Dodatkowo mogą dojść komunikaty w stylu: “Jak będziesz niedobry/a to mama cię nie będzie kochać”, “Nie bądź smutny bo tacie też smutno” i tak dalej. A może ktoś cię bije i musisz nie pokazywać emocji, uczysz się być twardy/a jak skała? A może mama ma depresję i nie możesz być smutny/a, próbujesz ją rozweselić, stajesz się błaznem, w domu, w szkole. 

Generalnie masz nie czuć tego co czujesz, co jest absolutnie niemożliwe do wykonania. Ale ponieważ jesteś mała/y to jedyne co z takiego komunikatu rozumiesz, to, że coś robisz źle. To co czujesz jest złe. Swoimi uczuciami ranisz mamę, tatę czy kogoś bliskiego? Najgorsze co na tym etapie następuje to to, że zaczynasz wierzyć, że coś z tobą jest nie tak. Zaczynasz nie lubić swoich emocji, a co za tym idzie, również siebie. Ponieważ nie jesteś w stanie nie czuć tego co czujesz, uczysz swój mózg, że emocje trzeba chować, wypierać, unikać, żeby nikt ich nie zauważył. 

Tylko, że tego się nie da zrobić bez produkowania sobie choroby. Wypieranie prowadzi do schorzeń psychicznych i fizycznych.


Twój mózg chce dla ciebie dobrze, ale mózg nie ma wiedzy dopóki jej tam nie włożysz. Tymczasem nauczyłeś go że emocje są niedobre, więc kiedy się pojawiają on ci podpowiada, jak ich uniknąć, rozładować itd, a że wcześniej już zauważył, że po paru piwkach emocje nie powodują w tobie takiego napięcia, więc zaczyna ci podpowiadać to, co według niego jest najlepsze. Algorytmy mózgu są jak algorytmy Facebooka, jak coś klikniesz raz, to będzie ci wypluwało już ciągle.  








FAZA OSTRZEGAWCZA

Dalej dzieje się bardzo ciekawa rzecz - w twoim mózgu jest tak zwany ośrodek nagrody odpowiedzialny za to, żebyś na przykład zjadł jeśli jesteś głodny, układ ten związany jest również z wydzielaniem dopaminy. Normalnie wydziela się ona przy czynnościach, które sprawiają ci przyjemność:  jedzenie, seks, bieganie, czytanie - to może być cokolwiek, co lubisz. O ile obiad wzmaga wydzielanie dopaminy o 50%, papieros o 200% to amfetamina o 1000%. 


Przy takiej dysproporcji twój mózg zawsze wybierze górny pułap, bo przecież robi wszystko, żeby cię chronić od złych emocji. Nie jesteś Bogiem wbrew temu co podśpiewywałeś do Paktofoniki, ale uczysz mózg, że masz wytrych do nieba i on naprawdę w to wierzy. Że jak coś weźmiesz to możesz wszystko. 


Zdrowie polega na tym, że raz ci dobrze w czymś pójdzie innym razem źle. Właściwie tu najlepiej pasuje cytat z Midnight Gospel:


"Zdrowie to akceptacja rzeczywistości na jej warunkach." Zapamiętaj to zdanie.


W życie trzeba włożyć  trochę wysiłku, ale ty właśnie znalazłeś/aś cudowny eliksir bezwysiłkowy przygotowany przez druida Panoramiksa. Za każdym razem kiedy ładujesz coś, co kopie, uczysz mózg, że nagroda musi być natychmiastowa i wieeeeelka. Inaczej się nie liczy.

Ośrodek nagrody to coś z czym uzależnieni borykają się całe życie. Bo trzeba się nauczyć, że na wszystko trzeba poczekać. Niecierpliwość to kochanka nałogów.


Jak to działa dalej? Być może jeszcze nie jesteś uzależniony/a, ale jesteś już na ścieżce. Możliwe, że jeszcze robisz rzeczy, które sprawiają ci radość - może grasz w kosza, albo na gitarze, może chodzisz do kina, może interesujesz się ornitologią. 30%, 50%, 45%, a w weekend bach 1500%.  Powoli te drobne przyjemności w porównaniu z meeega przyjemnością, zaczynają cię nudzić, zaczynają przegrywać. Ile czasu musiałbyś grać w kosza, żeby osiągnąć 1000? Lepiej walnąć krechę -  zaczynasz się uzależniać. 


Powoli zaczyna cię cieszyć tylko to, co pod wpływem, bo wszystko co jest poniżej poziomu kopa jest nudne - tak uważa twój mózg bo tak go nauczyłeś/ aś. Argumentem wielu osób jest to, że bierze bo się nudzi i w sumie mówią prawdę, to jest ich prawda i ich nuda, którą wyprodukowali według powyższego schematu. 

Żeby przeżywać emocje bierzesz lub pijesz, pijesz lub bierzesz. Podbijasz je na zawołanie (wszystkie bez wyjątku, radość, złość, lęk), zaczynasz regulować je nałogowo- wykształca się pierwszy mechanizm uzależnienia - tzw. mechanizm nałogowej regulacji emocji. Wesoło to za mało - musi być ekscytująco, fantastycznie, pod sam sufit. Źle też za mało  musi być totalny dół, dramat, cierpienia młodego Wertera. 

Na tym etapie zaczyna ci to przeszkadzać w funkcjonowaniu, ale jeszcze tego nie widzisz, na razie straty są gdzieś w tle, może konfliktujesz się z bliskimi albo sam ze sobą, może jest ci źle, ale nie wiesz czemu. Nie wiesz bo zupełnie nie kojarzysz swojego życia z toksynami, które zjadasz. To jest bardzo ciekawe, że większość ludzi traktuje swoje ciało i umysł jak dwie a może nawet więcej części. Tak jakby jedno nie miało wpływu na drugie. Często nie mają kontaktu z ciałem, są niejako tylko w swojej głowie, jakby była za daleko od reszty. Nie kojarzysz, że dwudniowe imprezy, wieczorne piwka i kielony, papierosy, okazjonalne dragi, mogą mieć coś wspólnego z tym, że brak ci cierpliwości, że robisz się drażliwy/a że zaczynasz mieć lekkie fobie społeczne (nie idę do sklepu, tam jest tyyyle ludzi i tak jasno). Traktujesz alko jako substancję wprawiającą w euforię, podczas gdy to jest klasyczny depresant. Na tym etapie wchodzą już mięciutko wszystkie objawy kolejnej fazy (ironicznie to się nazywa “faza”)






FAZA KRYTYCZNA


Teraz już jesteś uzależniony/a i będziesz zawsze. Ta faza właściwie trwa przez większość uzależnienia. Może nadejść bardzo szybko albo wolniej, to sprawa indywidualna. Pomimo nazwy, możesz dalej funkcjonować, chodzić do pracy, żyć w związku, ale towarzyszą ci lęki, złość, napady złego humoru brak poczucia sensu. Konfliktujesz się ze światem i samym sobą. Nic się nie zgadza, a ty nadal nie widzisz związku z piciem/ braniem. Dlaczego? Bo w tym momencie wszedł już cały w bieli drugi mechanizm uzależnienia - mechanizm iluzji i zaprzeczeń - w uproszczeniu - mechanizm wypierający rzeczywistość i fakty. I to jest okropny mechanizm, bo bez niego uzależnienie nie miałoby szans się rozwinąć. Każda zdrowa osoba połączyłaby kropki i się wycofała. Ale osoba uzależniona zatopiona w we własnym świecie jest jakby obok rzeczywistości, kreuje swoją własną, w której wszystko się zgadza i wszystko jest logiczne. Do tego stopnia, że jest w stanie przekonać wszystkich wokół, że problemu nie ma. W pewnym sensie uzależniony i jego otoczenie zaczynają żyć w alternatywnej rzeczywistości.  W końcu uzależnienie to zaburzenie psychiczne - 


Uzależnienie – nabyty stan zaburzenia zdrowia psychicznego i fizycznego, który charakteryzuje się okresowym lub stałym przymusem wykonywania określonej czynności lub zażywania psychoaktywnej substancji chemicznej.”


O tego moment zaczyna się rozjazd. Rzeczywistość tu - ty tam. 

Wszystko jesteś w stanie zamienić w picie. Każdą okazję - dobrą czy złą. Oddalasz się od ludzi, nawet jeśli fizycznie nadal z nimi jesteś.

Ciągnie cię do używek, pijesz do rana, bierzesz do oporu, wychodzisz z imprezy ostatni/a.  To nie znaczy, że od razu tracisz pracę i zawala się wszystko. Niekoniecznie pijesz czy bierzesz codziennie. Jeszcze to ogarniasz, żeby jakoś się trzymało i ten stan może trwać bardzo długo. Owo “jakoś” zaczyna być słowem przewodnim twojego życia. Niby wszystko jest, ale “jakieś takieś”. Niby praca i niby partner/ka, jakieś materialne dobra, ale wszystko jakby popękane, niedokończone, nie trzymające się kupy. Jakoś nie zamienia się w jakość. W tym okresie zwykle upadają plany, marzenia. Super pomysły wypowiadasz już tylko na imprezach i na tym się kończy. Gdzieś ci świta, że kiedyś lubiłeś/aś tę ornitologię, ale chuj kogo to obchodzi. Muzyka, chyba najczystsza forma sztuki - wchodzi ci już tylko “po” - bo tak “bardziej” czujesz. To nie tak. Ty nie czujesz, więc, żeby poczuć musisz coś wziąć. Wtedy dopiero słyszysz muzykę. To jest ta sama muzyka, której słuchają trzeźwi ludzie. 

We wszystkim towarzyszy ci alkohol. Bez niego łyso. Co z rękami zrobić?


W tej fazie można żyć latami. Mechanizm iluzji działa w najlepsze. Jeśli masz rodzinę, to bardzo prawdopodobne, że twoje zaburzenie już wyprodukowało zaburzenia u twoich bliskich. Nawet jeśli nie jesteś uzależnionym, który stosuje przemoc czy się awanturuje to i tak partner/ka może być współuzależniony/a, a dzieci w przyszłości będą miały syndrom zwany DDA. Twoje wahania nastroju, niespójność, rozdrażnienie, emocjonalna niedostępność udziela się wszystkim wokół. Choruje cała rodzina. 

Jeśli jesteś sam/a to możesz tak tkwić latami, bo nie ma nikogo w kim odbiłbyś się jak w lustrze, nikogo, kto by ci pokazał skalę problemu. 


W tle towarzyszy ci poczucie niespełnienia, nawet jeśli zarabiasz, nawet jeśli “teoretycznie” wszystko jest na miejscu to tobie cały czas czegoś brak. Nie umiesz tego zdefiniować. Cierpisz, ale nie identyfikujesz tego jako cierpienia. Wydaje ci się, że to słowo jest zarezerwowane dla ludzi umierających z głodu,  że cierpienie jest głównie fizyczne, a cierpienie psychiczne to już dla “świrów”, a ty przecież nie jesteś “świrem”. Nieuświadomione cierpienie to pożywka na której żerują twoje rozbujane emocje. Wiesz, że miało być jakoś inaczej. Nie wiesz jak, ale inaczej. W głębi duszy cały czas na coś czekasz. Coś ma nadejść, ale nie wiesz skąd i kiedy. Czasem nie chce ci się już chodzić na imprezy, ale i tak idziesz, bo tam coś ma się wydarzyć. Może tam jest to coś na co czekasz? Jeszcze jedna impreza i jeszcze jedna. Coś tam się wydarzy. Olśni mnie. Poznam miłość mojego życia.

Czasem zakochujesz się desperacko i oczywiscie dramatycznie bo inaczej nie potrafisz. Pijesz bo sie nudzisz, bo wszystko w porównaniu z kopem, który twój ośrodek nagrody dostaje regularnie, stało się płaskie, nijakie. Innym razem  mówisz, że pijesz, bierzesz bo nic nie ma sensu, bo życie nie ma sensu. I gdybyś był zdrowszy to pewnie przyszłoby ci do głowy pytanie - pije bo życie nie ma sensu czy życie nie ma sensu bo pije?


Twoja osobowość, która i tak była budowana w totalnej niespójności, teraz zaczyna się wyraźnie polaryzować. Znowu te algorytmy facebooka. Za dnia czcigodny członek rodziny, w nocy pijany wodzirej. W pracy jedna osoba, na imprezie druga.

Na trzeźwo się nie lubisz, bo trzeźwy/ ty musi się mierzyć z konsekwencjami tego co nawyrabiał tamten. Rano już nie jest tak zabawnie ani z bliskimi ani w pracy. Nuda, złość, pretensje, lęki. Więc całkiem logiczne jest to, że utożsamiasz stan pod wpływem z czymś przyjemnym,  a na trzeźwo z nieprzyjemnym.  I znowu ta specyficzna “logika”- uzależnionemu wszystko się zgadza - tylko pomija ważną rzecz - że od początku przepisał z tablicy źle równanie. Rozwiązanie się zgadza, ale to nie ten wynik.

Brakuje ci ciepła. Potrzebujesz bezpiecznej relacji, ale związek z alkoholem i dragami zastępuje ci wszystkie związki. Partnerzy/ partnerki przychodzą i odchodzą, ale alkohol (dragi, wpisz cokolwiek) zostaje. Jest zawsze z tobą, dlatego wydaje ci się, że tylko on cię rozumie, że jest twoim przyjacielem.


Podsumujmy - na tym etapie nie rozpoznajesz od dawna swoich emocji. Podejmujesz kompulsywne decyzje na bazie chwilowych rzutów emocji, których nie potrafisz konstruktywnie przetworzyć, żeby podejmować dobre dla siebie decyzje. Przyjemne emocje, czujesz tylko pod wpływem, a na trzeźwo głównie nieprzyjemne. 


O ile kiedyś piłeś/aś, żeby poczuć się dobrze, o tyle teraz pijesz, żeby nie czuć się źle, ale ta metoda działa coraz mniej. 


Nie jesteś w stanie poczuć się naprawdę dobrze, a nawet jeśli to tylko na chwilkę i pod wpływem. Więc chcesz być częściej pod wpływem. Cierpisz, ale nie jesteś w stanie zrozumieć źródła cierpienia, bo masz zwyczajnie zaburzenie psychiczne wywołane środkami psychoaktywnymi i się nie da.. Upatrujesz to w złym szefie, nie takiej partnerce/ partnerze, zarobkach, rządzie, kryzysie klimatycznym … tu wpisz cokolwiek. Mechanizm iluzji (i ego) skutecznie blokuje cię w przyznaniu, że potrzebujesz pomocy. Racjonalizujesz picie na wszystkie możliwe sposoby - a to urodziny, a to koncert, a to mecz, a to jesień, a to wiosna i tak dalej. Pocieszasz się, że przecież masz pracę, więc “wszystko z tobą w porządku”. Znajdujesz czasem kolegę/ koleżankę, która pije i ćpa tak jak ty i mówisz sobie - o ten to dopiero pije. On ma problem nie ja. Rzeczywistość coraz bardziej się rozjeżdża. Chciałbyś wrócić do dawnych marzeń, hobby, ale jak pójdziesz raz na kosza, to od razu łapiesz kontuzje i masz z głowy. Na tym etapie często robisz sobie te legendarne “przerwy”. “Muszę sobie zrobić przerwę”. Częściej to mówisz niż robisz, ale czasem się zdarza. Trochę dla siebie, a trochę, żeby udowodnić innym, że nie masz problemu. Jest ci przyjemnie, ale po miesiącu, dwóch wracasz i nie rozumiesz czemu, przecież było ci tak dobrze... Nie rozumiesz samego/samej siebie. Podejmujesz decyzje, ale jakby podejmował je ktoś inny, ktoś do kogo nie masz dostępu. Ten drugi ty, ta druga ty. Rozproszone ja…Rozproszone my - ostatni z mechanizmów uzależnienia.


To co najbardziej widoczne to niedojrzałość. Nieważne ile masz lat, nieważne co osiągasz i czy jesteś artystą czy biznesmenem, emocjonalnie nigdy nie dojrzałeś, bo kiedyś dawno temu zacząłeś imprezować zanim dowiedziałeś/aś się kim jesteś.

Jesteś niedojrzałym dorosłym nawet jeśli masz wszystkie gadżety dorosłych. Pesel, furę, chatę, żonę, dzieci, kredyt, Netflixa za którego płacisz 10 złotych za miesiąc z bandą znajomych.







FAZA CHRONICZNA


Na początku fazy chronicznej można się jeszcze przestraszyć i wrócić do krytycznej. W tej fazie nie jesteś już w stanie powstrzymywać się od picia. Czasem przestajesz, bo zwyczajnie nie da się pić cały czas, ale jak zaczniesz to lecisz, dopóki nie padniesz, nie powstrzyma cię organizm, albo brak pieniędzy. W tej fazie tracisz, tracisz, tracisz. Bliskich, pracę, resztki godności. Czasem w porywie energii zaczynasz pracować, albo szukasz związku, ale kiedy pojawia się alkohol to wybór jest prosty. Organizm wysiada. Żołądek, trzustka, wątroba, mózg. Nie czujesz już przyjemności z picia. Jedynie chwilową ulgę. Masz fobie społeczne, lęki. Boisz się chodzić do sklepu, boisz się ludzi. Przemykasz tylko, żeby kupić alkohol. Możliwe, że masz halucynacje słuchowe albo wzrokowe (to nie to samo co delirium tremens).  Mogą się nasilić konflikty z ludźmi, z prawem, jazda po pijaku, rozróby. Nie ogarniasz już nic, może zapominasz płacić rachunki, może zapominasz o jedzeniu. 

UWAGA: Objawy wszystkich faz są płynne i nie muszą występować po kolei.



PODDANIE SIĘ


NIkt nie lubi porażki. Twoje ego zrobi wszystko, żeby się ochronić. Chcesz wygrywać, chcesz czuć się dobrze. Tak jesteś zaprogramowany. Przepisałeś/aś dawno temu równanie z tablicy i rozwiązujesz, i wszystko ci się zgadza, ale to nie to równanie. 

Trochę jak w Matrixie. Wiesz, że coś jest nie tak, ale nie potrafisz tego nazwać. Na końcu przyświeca myśl - przecież było tak fajnie, kiedy to się zmieniło? Nie chcesz uwierzyć, że już nie jest ‘jak kiedyś’. Więc jak chomik w kołowrotku robisz w kółko to samo. Znasz tylko tę metodę.  Chciałeś/aś dobrze, a wyszło jak zawsze. Od lat stoisz w miejscu. Wydarzenia toczą się jakby obok ciebie, a ty się pod nie podpinasz, ale nie podejmujesz prawdziwych decyzji. Wszystkie są uzależnione od chwilowego stanu twoich chorych emocji. Czasem pojawia się wyrwa w mechanizmach i nagle widzisz, że to nałóg, że nie pijesz, nie bierzesz tak jak inni, ale jeszcze nie teraz, przecież teraz jeszcze wyjazd służbowy, urodziny, koncert...od poniedziałku, od sylwestra nie pije. KIedy kupujesz bezalkoholowe piwa to bardzo prawdopodobne, że to już jest tylko niemy krzyk rozpaczy.


Jedyną metodą jest poddanie się, ale ta opcja nie wchodzi w grę bo uzależnienie chroni samo siebie i organizm na którym żeruje. Jest jak klasyczny pasożyt. Bez organizmu nie ma uzależnienia. 

Używka nie jest twoim najlepszym przyjacielem, dba tylko o siebie. Chodzi tylko o twoje ciało i umysł. Żeby było gdzie złożyć jaja i przeżyć. Ciebie dawno tam nie ma. Zatrzymałeś się na samym początku tej historii.


Jedyną metodą jest poddanie się i poproszenie o pomoc. No nie jedyną. Zawsze można tak ciągnąć całe życie. 







Kawka dla pisarza - klik w zdjęcie /zamieniłam na złote polskie ( ͡° ͜ʖ ͡°) /



Dzisiejszy odcinek sponsorowały filmy:

Regulacja odbiornika


#regulacjaodbiornika

#uzależnienia

#uzależniony

#uzależniona

#nałogi

#rozproszoneja

#mechanizmyuzależnienia

#picie


Komentarze

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz.